Niektóre dyscypliny sportu kojarzą się z panteonem wielkich postaci, o innych można stwierdzić, że ich historia wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie jeden człowiek. W polskim sporcie taką dyscypliną jest boks, przez dziesięciolecia koncentrujący się wokół trenera Feliksa Stamma.
Wybitny od początku
Feliks Stamm urodził się w 1901 r. w Kościanie. Był wojskowym, należał do kawalerii i to tam po raz pierwszy zetknął się z boksem. Żołnierzy zachęcano do toczenia walk bokserskich, po pojedynkach rozdając czekoladę. Stamm spróbował boksu i… przepadł. Wcześniej jeździł na nartach, był instruktorem jeździectwa, ale to pięściarstwo zawładnęło jego życiem. Zaczął trenować zawodowo, w latach 1923–1926 stoczył 13 walk. Wygrał 11, raz zremisował, a przegrał tylko z Zygfrydem Wendem, późniejszym trzykrotnym mistrzem Polski.
W 1926 r. Stamm został trenerem bokserów poznańskiego klubu Warta i aż do wybuchu wojny co roku zdobywał z nimi drużynowe mistrzostwo Polski. W 1932 r. rozpoczął pracę z reprezentacją narodową jako instruktor boksu w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie. Angażował się też w przygotowania reprezentacji do mistrzostw Europy – np. w 1937 r. pod jego kierownictwem odbył się w Poznaniu 10-dniowy obóz kondycyjny. Wyznaczono po nim ośmiu zawodników, którzy mieli reprezentować kraj na zawodach w Mediolanie – byli to: Edmund Sobkowiak, Antoni Czortek, Aleksander Polus, Stanisław Woźniakiewicz, Janisław Sipiński, Henryk Chmielewski, Franciszek Szymura i Stanisław Piłat. Wielkim sukcesem okazało się zdobycie drużynowego mistrzostwa Europy. Do kraju przywieziono wtedy oprócz Pucharu Narodów dwa złote medale, wywalczone przez Polusa i Chmielewskiego, oraz dwa srebra – Sobkowiaka i Szymury.
Polus i Chmielewski zostali powołani do pierwszej w historii reprezentacji Europy, która w 1937 r. w Chicago i Kansas City zmierzyła się z Amerykanami. Odnieśli tam dwa zwycięstwa. W 1938 r. polska reprezentacja zwyciężyła w 8 z 12 międzynarodowych spotkań. Polski Związek Bokserski z nadzieją spoglądał na zbliżające się igrzyska olimpijskie w 1940 r. Polscy pięściarze prezentowali wysoki poziom techniczny oraz ponadprzeciętną odwagę i waleczność, dlatego mieli duże szanse na medale. Plany pokrzyżowała II wojna światowa. Zamiast walczyć na ringach, bokserzy ruszyli na fronty bić się o wolność ojczyzny. Niektórzy z podopiecznych trenera Stamma – np. Czesław Cyraniak „Kajnar”, olimpijczyk, wielokrotny mistrz Polski – oddali życie w walce za Polskę.
Trener, ojciec, wychowawca
Feliks Stamm został trenerem polskiej kadry narodowej w 1936 r. i pełnił tę funkcję do 1968 r. W tym czasie poprowadził polską reprezentację przez 7 kolejnych igrzysk olimpijskich.
Pierwszy powojenny mecz odbył się 16 grudnia 1945 r. – przeciwnikami Polaków byli zawodnicy z Czechosłowacji. W naszej reprezentacji wystąpili głównie doświadczeni przedwojenni pięściarze, w przeciwieństwie do bardzo młodych reprezentantów rywali. To spotkanie udało się wygrać, lecz kolejne poszły gorzej i stało się jasne, że polską ekipę trzeba odmłodzić. Na szczęście było w kim wybierać. Poza tym Stamm nie wahał się stawiać na nieoczywistych kandydatów czy „niegrzecznych chłopców”. Niektórym z nich zastępował ojców, spędzał z nimi mnóstwo czasu, otaczał ich osobistą troską i przyjaźnią – to dlatego zyskał przydomek „Papa”. Jego refleksje i spostrzeżenia ukształtowały tzw. polską szkołę boksu, opierającą się nie na sztywnych regułach walki w jednakowym stylu, ale na rozwijaniu indywidualności zawodników, wykorzystywaniu ich atutów i mocnych stron, tak by każdy był na ringu niepowtarzalną osobowością.
Mistrzostwa Europy w Warszawie w 1953 r. stanowiły początek spektakularnych sukcesów zawodników pod wodzą Stamma. Rywalizowali w nich bokserzy z 19 krajów. Polscy pięściarze okazali się najlepsi: zdobyli 9 medali, w tym 5 złotych. Za czasów „Papy” Polacy wywalczyli 24 medale olimpijskie, w tym 6 złotych, oraz 25 tytułów mistrza Europy. Z igrzysk w Rzymie (1960) i Tokio (1964) przywieźli po 7 medali. Nigdy wcześniej ani później nasi zawodnicy nie dominowali tak mocno na arenie międzynarodowej. Talent „Papy” do wydobywania z zawodników tego, co najlepsze, uwidocznił się w całej okazałości. Trener twierdził, że sztuka polega na tym, żeby pozwalać sportowcowi rozwinąć skrzydła, jednocześnie hamując rozwój jego wad. W trakcie walki wspierał zawodników, doradzając im czasem nieoczywiste rozwiązania. Wierzył również w bokserów z kiepskimi warunkami fizycznymi, niezapowiadających się na mistrzów – jak choćby w Jerzego Kuleja, dwukrotnego złotego medalistę olimpijskiego, o którym mówiono, że jest za niski i ma za krótkie ręce.
Stamm cieszył się też dużym poważaniem za granicą. Węgier László Papp, trzykrotny złoty medalista olimpijski i szkoleniowiec, powiedział o nim: Nie jest łatwo nauczyć kogoś dobrze boksować, ale jeszcze trudniej jest wychować kogoś na człowieka. A Stamm potrafi jedno i drugie.
„Papa” oficjalnie prowadził polską reprezentację przez ponad 30 lat. Nawet po przejściu na emeryturę na początku lat 70. służył wsparciem swoim następcom i zawodnikom. Zmarł w 1976 r. Gdyby nie on, zapewne wielu znakomitych polskich bokserów nie osiągnęłoby tak dobrych rezultatów i nie stanęło na olimpijskim podium.
Galeria sław Feliksa Stamma (wybrani zawodnicy)
- Aleksy Antkiewicz (1923–2005) jako nastolatek trafił na roboty przymusowe do Niemiec. W 1945 r. Amerykanie wyzwolili obóz pracy. Namówiony przez rodaków z armii zza oceanu, chłopak spróbował swoich umiejętności bokserskich w sparingach z czarnoskórymi Amerykanami. Potem trenował w klubie Grom Gdynia. Tam spotkał trenera Brunona Karnatha, który wkrótce zaczął współpracę ze Stammem. W 1947 r. Antkiewicz był już mistrzem Polski w kategorii piórkowej. Na igrzyskach w Londynie (1948) zdobył brąz – pierwszy po II wojnie światowej i jedyny w Londynie medal Polaków oraz pierwszy medal olimpijski dla naszego pięściarstwa. Z 250 odnotowanych walk wygrał 215.
- Zygmunt Chychła (1926–2009) w czasie wojny walczył w Armii Andersa, później wrócił do Polski i trenował w gdańskiej Gedanii, gdzie zauważył go Stamm. W 1951 r. w Mediolanie zdobył swój pierwszy tytuł mistrza Europy. Był czterokrotnym mistrzem Polski, dwukrotnym mistrzem Europy, z Gedanią wywalczył drużynowe mistrzostwo kraju. Jego największym sukcesem okazało się złoto na igrzyskach w Helsinkach (1952). Stoczył 264 walki, wygrał 237.
- Leszek Drogosz (1933–2012) po raz pierwszy zobaczył zmagania bokserskie jako mały chłopiec. Był przerażony – do czasu, gdy zauważył, że pojedynek wygrał mniejszy i słabszy zawodnik. On sam był niski i chudy, koledzy mu dokuczali i bili go… Ostatecznie Drogosz trzykrotnie został mistrzem Europy, reprezentował także Polskę na igrzyskach olimpijskich w Helsinkach (1952), Melbourne (1956) i Rzymie (1960), gdzie wywalczył brąz. Stoczył 377 walk, przegrał tylko 14 razy.
- Zbigniew Pietrzykowski „Piskorz” (1934–2014) to jeden z najwybitniejszych polskich bokserów. Słynął z osobowości – nie lubił bezsensownej przemocy, nie nokautował wyraźnie słabszych przeciwników. W pojawiających się w ówczesnej prasie artykułach oskarżano go, że celowo i tchórzliwie unika walki. On sam mówił, że dążył do zwycięstwa wszelkimi siłami, ale gdy naprzeciw mnie stawał słabszy bokser, sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Nadużywanie siły stało się wtedy zaprzeczeniem idei sportu. Był czterokrotnym mistrzem Europy, przywiózł trzy medale z igrzysk olimpijskich – dwa brązowe z Melbourne (1956) i Tokio (1964) oraz srebrny z Rzymu (1960). Stoczył ok. 367 walk, wygrał 351.
- Kazimierz Paździor (1935–2010) trenował boks w wojsku. Został powołany do kadry narodowej w 1957 r. Zdobył tytuł mistrza Europy i mistrza Polski, a na igrzyskach w Rzymie (1960) wywalczył złoto, choć nie był uznawany za faworyta. Zakończył karierę u szczytu sławy, gdyż, jak mówił: Dużą sztuką jest stanąć na podium dla zwycięzców, ale jeszcze większą poznać godzinę, w której z własnej woli trzeba z niego zejść. Na 194 stoczone walki wygrał 179.
- Jerzy Kulej (1940–2012) nauczył się boksować z książki, żeby obronić się przed starszym chłopcem, który go bił. Trafił do miejscowego klubu bokserskiego w Częstochowie, a na turnieju juniorów w Lublinie zauważył go Stamm. Kulej był zadziorny, niesforny, nie dawał sobie w kaszę dmuchać również poza ringiem, miał talent do pakowania się w kłopoty. Nie sposób było przewidzieć, co mu strzeli do głowy – twierdził trener. Z igrzysk w Tokio (1964) przywiózł złoty medal. Kolejne olimpijskie złoto zdobył w Meksyku (1968), mimo że trzy miesiące przed igrzyskami ledwie uszedł z życiem z wypadku samochodowego. Stoczył 348 walk, w tym 317 wygrał.
- Hubert Skrzypczak (ur. 1943) w ramach służby wojskowej został powołany do drugoligowego klubu Zawisza Bydgoszcz. Wtedy zauważył go „Papa”. Skrzypczak dwa razy wystartował w mistrzostwach Europy; w Berlinie (1965) zdobył srebrny medal, a w Rzymie (1967) złoty. Przywiózł też brąz z igrzysk olimpijskich w Meksyku (1968). Stoczył 243 walki, w 208 zwyciężył. Jest uznawany za najlepszego zawodnika wagi papierowej w historii polskiego boksu.