Rozmowa z medalistką mistrzostw świata i mistrzostw Europy w rzucie młotem, obecnie trenerką mistrza olimpijskiego Wojciecha Nowickiego
Jak doszło do tego, że zainteresowała się pani rzutem młotem? Czy postać Kamili Skolimowskiej miała wpływ na tę decyzję?
Nie, to był czysty przypadek. Szukaliśmy z moim pierwszym trenerem lekko- atletyki, panem Bogdanem Sowulem, jakiegoś zaczepienia. Pchałam kulą, rzucałam oszczepem, uprawiałam biegi przełajowe… Gdy miałam 12–13 lat, zgrupowanie kadry wojewódzkiej było w mojej rodzinnej miejscowości – Augustowie. Trener powiedział: „Chodź, zobaczymy, tam jest rzut młotem, może ci się spodoba, a może spróbujemy czegoś innego”. Chodziłam na te treningi, a Robert Dźwigaj, mój późniejszy trener stricte od rzutu młotem, uczył mnie podstaw. Na początku to była „zajawka”, nie byłam do końca przekonana. Jednak po pierwszych wynikach stwierdziłam, że rzeczywiście to będzie to, co chcę w życiu robić.
Konkurencja, w której pani występowała, wymaga dopracowania najdrobniejszych szczegółów. Jak długo należy trenować, aby dojść do perfekcji i osiągać sukcesy w ważnych zawodach?
Myślę, że nie ma czegoś takiego jak perfekcyjny rzut. Zawsze pojawiają się delikatne błędy i jest nad czym pracować. W moim przypadku pierwsze wielkie wyniki przyszły po ok. 10 latach pracy nad rzutem młotem. I rzeczywiście mniej więcej po dekadzie pracy na wysokim poziomie, gdy dopracowujesz szczegóły, masz dobrego trenera i wszystko się układa, jesteś w stanie osiągnąć superwyniki.
Zatem co jest potrzebne do sukcesu: talent czy ciężka praca?
Zawsze to powtarzam: 99,9% ciężkiej pracy i 0,1% talentu. Talent pomaga do momentu, gdy wszystko przychodzi w miarę łatwo. Jednak nadchodzi czas – nie tylko w sporcie, ale też w życiu, na co dzień – kiedy pojawia się tzw. wirtualna ściana, która nie pozwala iść w przód. Trzeba wtedy wykonać większą pracę, żeby zrobić ten kroczek i ją pokonać.
Jaka zachęta byłaby dziś najlepsza dla młodych ludzi, którzy właśnie w sporcie chcieliby osiągać sukcesy?
Chcąc uprawiać sport, dbasz o swoje zdrowie – to raz; spędzasz czas ze znajomymi i przyjaciółmi – to dwa; a trzy: z czasem dochodzą do tego korzyści materialne – robisz to, co kochasz, i otrzymujesz za to jakieś pieniądze.
Ma pani na swoim koncie wicemistrzostwo świata z 2019 r. oraz dwa brązowe medale mistrzostw Europy – z lat 2014 i 2018. Czy któreś z tych osiągnięć jest dla pani wyjątkowe lub wiąże się z jakimiś niezwykłymi wspomnieniami?
Wszystkie trzy medale były dla mnie wyjątkowe. Pierwszy zdobyłam po „drace” z trenerem, który nie chciał mnie wysłać na mistrzostwa Europy – na przekór wszystkim wywalczyłam medal. Drugi też był bardzo ważny – wróciłam wtedy do sportu po różnych perypetiach, zarówno zdrowotnych, jak i trenerskich – pokazałam, że znów mogę być w światowej czołówce. Z kolei srebro mistrzostw świata otworzyło mi drogę na coś, w co wierzyłam, że mogę zrobić: rzucać daleko i zdobywać medale MŚ. Każdy z nich ma więc swoją historię.
Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że od jakiegoś czasu Polska jest światową potęgą w rzucie młotem. Co pani zdaniem zdecydowało o sukcesie Polaków?
Przede wszystkim fakt, że mamy dobrych szkoleniowców, którzy potrafią wyciągać ze swoich zawodników to, co w nich najlepsze. Polską szkołę rzutu młotem stworzył śp. dr Czesław Cybulski, także mój były trener. Wymyślił ramowy plan dla tej konkurencji – bazuje na nim większość trenerów w Polsce.
Mamy coraz więcej utalentowanej młodzieży: wielu chłopaków, którzy dobrze się prezentują, młode dziewczyny, m.in. Ewę Różańską i Kasię Furmanek – i to jest piękne. Ta szkoła pokazuje, że każdy może osiągać dobre wyniki, tylko trzeba ciężko pracować. Przykładami są Anita Włodarczyk, Wojtek Nowicki, Paweł Fajdek, Malwina Kopron, oczywiście śp. Kamila Skolimowska, Szymon Ziółkowski, po części ja też – cała śmietanka, która pokazuje światu, że możemy być w czymś dobrzy jako Polacy. Można śmiało powiedzieć, że zdominowaliśmy tę konkurencję.
Co takiego się wydarzyło, że w 2021 r. podjęła pani decyzję o zakończeniu kariery?
W 2020 r., kiedy igrzyska zostały przełożone na kolejny rok, przeszłam operację kolana. W czasie po zabiegu, kiedy świat na nowo się otworzył i można było spotykać się z najbliższymi, przyjaciółmi, doświadczyłam trochę innego życia. Zawsze funkcjonowałam w zamkniętej bańce: sport, trening. Zachciało mi się czegoś innego, poczułam, że w moim serduchu zaczyna się coś wypalać, że po tym roku nie potrafię na 100% poświęcić się temu, co robię. Podczas przygotowań do olimpiady nic nie układało się po mojej myśli, wszystko szło na opak. Nie udało mi się stanąć w Tokio na podium, a nie jestem już najmłodszą zawodniczką, nie mam 25 lat, lecz 33. Moje serce jakby trochę „uschło”, jeżeli chodzi o rzut młotem. Przez pierwsze dwa tygodnie po igrzyskach tylko siedziałam i płakałam, oglądając nasze koleżanki i kolegów, którzy zdobywali medale, startowali w finałach. Z jednej strony cieszyłam się z ich szczęścia, a z drugiej byłam zdołowana. Wypaliła się we mnie ta iskierka i stwierdziłam, że nie ma sensu kontynuować.
Nieczęsto zdarza się, że znakomita zawodniczka kończy karierę i potem zostaje trenerką innego świetnego zawodnika. Pani została szkoleniowcem Wojtka Nowickiego. Skąd wziął się pomysł na tę współpracę?
Wpadł na niego sam Wojtek po igrzyskach. Chciał zmian. Po powrocie z olimpiady mieliśmy okazję spotkać się na jednym z treningów i po prostu zadał mi pytanie, czy rzeczywiście kończę karierę. Wszyscy myśleli, że podjęłam tę decyzję pod wpływem emocji, ale była naprawdę przemyślana, to nie było tak, że nie wyszło mi na igrzyskach i już nie chcę rzucać, obrażam się na sport. Nie, ja mniej więcej od roku do tego dojrzewałam. Miałam niezłą zagwozdkę, bo rzeczywiście chciałam zmienić otoczenie, chciałam zmienić miejsce zamieszkania, w ogóle dużo w swoim życiu chciałam zmienić. Ale po namyśle i po rozmowie z mamą oraz z Wojtkiem – zresztą pytałam go chyba tysiąc razy, czy jest pewny – uznałam, że spróbuję. Jak widać, wyszło nam i cieszę się, że potrafię Wojtkowi pomóc.
Chciałbym poprosić panią o kilka wskazówek dla młodych sportowców. Co zrobić, kiedy przychodzą zniechęcenie, kryzys? Jak sobie z nimi poradzić?
Kiedy byłam młoda, to takich problemów nie miałam (śmiech). Bawiłam się sportem. Myślę, że obecnie problemem młodych ludzi jest to, że chcą wszystko szybko i na skróty. Niestety tak się nie da, trzeba wytrwale dążyć do celu, zdarzają się ciężkie chwile, ale należy wtedy zacisnąć zęby i iść dalej. Warto też wspomóc się poradą psychologa sportowego, jeżeli istnieje taka możliwość. Istotne jest również wsparcie rówieśników i rodziny – myślę, że to oni mogą pomóc w przeskoczeniu tej niewidzialnej bariery, którą zazwyczaj tworzymy w głowie, bo to głowa odgrywa najważniejszą rolę. Przede wszystkim: nie poddawać się, stawiać sobie mniejsze cele i osiągać je, a te większe zostawiać sobie na później. Schodek po schodku brnąć do góry, żeby zdobyć wymarzony szczyt.