Tradycje polskiego wioślarstwa zostały ugruntowane w 1878 r. utworzeniem najstarszego w naszym kraju towarzystwa sportowego: Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Po odzyskaniu niepodległości Polski Związek Towarzystw Wioślarskich skupił w 1919 r. pod swoimi skrzydłami towarzystwa, kluby i sekcje wioślarskie. Już przed II wojną światową nasi wioślarze zabłysnęli na igrzyskach olimpijskich srebrem i brązem medalowych krążków.
Wioślarze w kwiatach i na rękach
W 1928 r. w Amsterdamie czwórka ze sternikiem – Franciszek Bronikowski, Edmund Jankowski, Leon Birkholc, Bernard Ormanowski i Bolesław Drewek – zdobyła brązowy medal w bardzo trudnych warunkach wąskiego toru. Nasza osada odniosła trzy zwycięstwa: nad Japonią, Francją i Belgią. Ze Szwajcarami wygrali Włosi i to z nimi mieliśmy zawalczyć w finale. Ale dzień przed nim komitet regat wystosował do polskiej ekipy wniosek, by zrezygnowała z finału i w imię „ducha sportu” zawalczyła o srebro ze Szwajcarami. Dziś trudno ustalić dlaczego. Jerzy Loth, szef polskiej reprezentacji olimpijskiej, przystał na tę propozycję. Szwajcarzy ukończyli wyścig o 5 sek. szybciej, nam zaś pozostał brązowy medal. A także miłość wielbicieli wioślarstwa po powrocie do kraju: naszych „wodniaków” dosłownie noszono na rękach. Wszyscy reprezentowali Bydgoskie Towarzystwo Wioślarskie i kiedy dotarli do tego miasta, tłum przeniósł ich do udekorowanego kwiatami samochodu. Był to dopiero początek uroczystych obchodów z ich udziałem.
Na dalsze losy wioślarzy wpływ wywarła wojna. Bronikowski uczestniczył w obronie Warszawy, Drewek walczył w 61. Pułku Piechoty. Jankowskiego aresztowali i rozstrzelali Niemcy. Birkholc po wojnie odmówił wstąpienia do partii, a jego żona została oskarżona o szpiegostwo. Sportowiec stracił wszystko, co posiadał, i został zakonnikiem. W 1968 r. nieznany sprawca potrącił go, jadąc na motocyklu; Birkholc zmarł niespełna miesiąc później.
Wielki sukces w Mieście Aniołów
Przed igrzyskami w Los Angeles w 1932 r. – pierwszymi ze specjalnie wybudowaną wioską olimpijską, trzystopniowym podium i fotokomórką – apetyt naszych wioślarzy na zwycięstwo był bardzo rozbudzony. Uważano, że tradycja polskiego wioślarstwa obliguje Polaków do zdobywania olimpijskich medali – nie jednego, lecz wielu. I w Mieście Aniołów tak właśnie się stało: „wodniacy” nie rozczarowali i sięgnęli po trzy medale. Srebro wywalczyła dwójka ze sternikiem (Jerzy Braun i Janusz Ślązak oraz Jerzy Skolimowski jako sternik), brąz – dwójka bez sternika (Henryk Budziński i Jan Krenz-Mikołajczak) oraz czwórka ze sternikiem (Jerzy Braun, Edward Kobyliński, Stanisław Urban, Janusz Ślązak i Jerzy Skolimowski w roli sternika). Zdobywając srebrny medal, polscy wioślarze zostawili w tyle Francję, ale przegrali z Amerykanami o ponad 5 sek. Niedługo po tym, jak do boju ruszyła nasza dwójka bez sternika, zawodnicy opadli z sił, co spowodowało, że Anglicy wyprzedzili ich o 8 sek., a Nowozelandczycy o 6 sek. – niemniej brązowy medal olimpijski i tak był wielkim osiągnięciem. Podobnie jak krążek tego samego koloru wywalczony przez czwórkę ze sternikiem, która uplasowała się za Niemcami i Włochami.
Medaliści z Los Angeles także walczyli podczas wojny: Ślązak w Armii „Modlin”, Kobyliński w bitwie pod Kockiem, Braun pod Tobrukiem i Monte Cassino. Mierzący jedynie 150 cm Skolimowski, architekt, który projektował m.in. wnętrza okrętów MS Piłsudski i MS Batory, prowadził działalność wywiadowczą na Bałkanach i we Włoszech. Krenza-Mikołajczaka najpierw Niemcy wywieźli na roboty do Rosji, później został zesłany do obozu pracy pod Leningradem. Budziński z kolei dostał się do niewoli sowieckiej, potem niemieckiej, a w 1944 r. walczył w Powstaniu Warszawskim. Urban prawdopodobnie został zamordowany przez Sowietów w ramach zbrodni katyńskiej.
Igrzyska propagandy
Podczas igrzysk w Berlinie w 1936 r. na ulicach rozlokowano 19 odbiorników kablowych, transmitujących olimpijskie wydarzenia. Nasza ekipa liczyła aż 120 sportowców, wśród nich 11 wioślarzy. Z Berlina przywieźliśmy 6 medali, w tym 1 „wioślarski”. Brąz w dwójce podwójnej zdobyli Jerzy Ustupski i urodzony w Szwajcarii Roger Verey. Już rok wcześniej na tym samym torze obaj zawodnicy wywalczyli mistrzostwo Europy. Ale w 1936 r. Ustupski nie był w dobrej formie – podczas obozu sportowego w Zakopanem (miał wziąć udział także w igrzyskach zimowych w Garmisch-Partenkirchen jako narciarz) połamał żebra. Z kolei Verey, startując w jedynkach, w półfinałach zemdlał w łodzi. W finałowym wyścigu dwójek polska reprezentacja dotarła do mety za zwycięskimi Brytyjczykami i Niemcami. Ustupski wspominał wyścig jako dramatyczny: po przepłynięciu zaledwie kilometra Vereya dopadł dotkliwy ból żołądka. Ustupski zaczął wiosłować za dwóch i wedle Vereya po przekroczeniu mety był zielony z wysiłku.
Ustupskiego, narciarza z Zakopanego, który wioślarzem został w Krakowie, podczas wojny Niemcy aresztowali za współpracę z Armią Krajową i osadzili w więzieniu. Po ucieczce z transportu do Auschwitz uczestniczył w Powstaniu Warszawskim jako radiotelegrafista. Po wojnie był m.in. burmistrzem Zakopanego, taternikiem i ratownikiem.
Verey to jeden z najbardziej utytułowanych polskich wioślarzy międzywojennych. Po tragicznej śmierci ojca liczący 192 cm nastolatek, piłkarz i pływak, przyjechał z polską mamą do Krakowa i został wioślarzem. Już przed wojną zdobył kilkanaście medali na mistrzostwach Europy, był trzykrotnym mistrzem Starego Kontynentu i 22-krotnym mistrzem Polski. W 1935 r. czytelnicy „Przeglądu Sportowego” w dorocznym plebiscycie uznali go za najlepszego sportowca kraju. Okupację niemiecką Verey przetrwał w Krakowie, a po wojnie jako działacz sportowy starał się odbudować polskie wioślarstwo.