Rozmowa z Dariuszem Popielą – srebrnym medalistą Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023 w kajakarstwie slalomowym (drużynowo)
Start w Igrzyskach Europejskich dostarczył panom sporo nerwów?
Niewielu sportowców ma okazję wystąpić na imprezie tej rangi przed własną publicznością. Bardzo przyjemnie jest startować w domu. Mieszkam w Nowym Sączu, ale z Krakowem jestem nierozerwalnie związany. Jest tutaj tor kajakowy, na którym trenuję od ponad 20 lat. Dzień zawodów był niezwykle emocjonujący. Do samego końca było nerwowo. Otarliśmy się o złoto, byliśmy blisko zwycięstwa. Hiszpanie nie dostali punktów karnych, które powinni byli dostać. Chcieli zrzec się medalu, ale nie mieli takiej możliwości. Zostały więc miłe wspomnienia i radość ze srebra. Usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego byłoby czymś wspaniałym, ale najważniejsze, że zrobiliśmy swoje i stanęliśmy na podium.
Dla mnie występ przed własną publicznością był dodatkowym źródłem motywacji, a nie czymś, co rozprasza czy przeszkadza. Na trybunach siedziały moje córki, mama, tata, którzy od lat mnie wspierają, bliższa i dalsza rodzina, znajomi, z którymi tworzę swoją fundację, jej wolontariusze, przyjaciele. Cieszę się, że mogliśmy dostarczyć im pozytywnych emocji i zdobyć medal.
Tata odegrał ważną rolę w pańskiej karierze?
Jest ze mną w sporcie od samego początku, czyli odkąd miałem siedem lat. Dzięki niemu zacząłem trenować. W naszym domu mogło nie być pieniędzy na różne rzeczy, ale na sport musiały się znaleźć. Bez taty moja sportowa kariera nie byłaby możliwa. Kiedy zdobywam medale, to tak, jakbyśmy zdobywali je razem, bo od lat to nasza wspólna pasja.
Kajakarstwo było wcześniej obecne w pańskiej rodzinie?
W mojej rodzinie było sporo kajakarzy: tata, wujek, drugi wujek trenowali tę właśnie dyscyplinę. W przydomowym garażu zawsze leżały jakieś kaski, kapoki, kajaki. Ten sport był dla mnie zatem naturalnym wyborem. Na pierwsze obozy kajakowe jeździłem już w wieku siedmiu lat. Odbywały się one w Wietrznicach koło Łącka. Powstał tam pierwszy w Polsce tor kajakowy. Do dziś wielu młodych zawodników zaczyna tam swoje kariery. Pamiętam ciężki kajak, długie wiosło. Sprzęt był za duży jak na małego chłopaka. Ale spodobało mi się to, zostało we krwi. Początki to była walka ze strachem związanym z wodą, mocnymi falami, wypływaniem na coraz głębsze wody. Oczywiście nikt nie rzucał dziecka od razu na środek Dunajca. To był stopniowy proces. Towarzyszył mu strach, ale taki, który chce się pokonać, „kuknąć”, co jest dalej, za kolejnym załomem rzeki.
Ma pan dużo wspomnień związanych z Dunajcem?
Na Dunajcu znajduje się ośrodek Startu Nowy Sącz, mojego macierzystego klubu. Pomiędzy treningami urządzaliśmy sobie piesze wycieczki, odkrywaliśmy piękno przyrody. Chodziliśmy po lesie, górkach, szlakach. Wieczorami paliliśmy ogniska, podczas których była integracja ze starszymi kolegami, wspólne smażenie kiełbasy i długie rozmowy. Słuchałem z zapartym tchem opowieści o poważniejszych zawodach, wyjazdach. To mocno działało na wyobraźnię młodego chłopaka.
Na Dunajcu dostałem też przestrogę na całe życie. Każdy fartuch kajakowy ma rączkę, kawałek materiału, za który w razie wywrotki można pociągnąć, żeby wydostać się z kajaka. Trener przestrzegał, że nie mogę iść na trening, dopóki starsze koleżanki nie przyszyją mi tego koluszka. Nie zdążyłem ich o to poprosić. Wywróciłem się i miałem ogromne problemy, żeby wyjść z kajaka. Miałem wtedy może 10 lat. Byłem za mały, żeby wydostać się z niego siłą mięśni. Gdyby nie starsi koledzy, którzy odwrócili kajak razem ze mną, nie wiem, jak by się to skończyło.
Dariusz Popiela (ur. 27 lipca 1985 w Krakowie) – kajakarz górski, dwukrotny wicemistrz świata (2013, 2018) i dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata (2006, 2019), dwukrotny mistrz Europy (2008, 2010), wielokrotny srebrny i brązowy medalista mistrzostw kontynentu. Srebrny medalista Igrzysk Europejskich 2023.