Rozmowa z Aleksandrą Jarecką, szpadzistką, mistrzynią Europy i Uniwersjady, trzykrotną medalistką mistrzostw Polski
Jak zaczęła się pani przygoda z szermierką? Może ktoś w rodzinie uprawiał ten sport?
Nie, zupełnie nikt. Na początku moi rodzice zachęcali mnie do uprawiania sportu. Zaczęło się od baletu, potem przez przypadek trafiłam na szermierkę. Zaczęłam ją trenować, gdy miałam dziewięć lat. Spodobało mi się i aż cztery razy w tygodniu chodziłam na treningi. Nie trzeba było mnie szczególnie zachęcać.
Sztuka władania białą bronią towarzyszy człowiekowi od dawna. Czy umiejętności szermiercze przydają się również poza sportową rywalizacją?
Może nie umiejętności, ale kształtowane przez szermierkę cechy charakteru: upór w dążeniu do celu, systematyczność. Szermierka nauczyła mnie, żeby się nie poddawać w żadnej sytuacji, tylko podejmować próby, aż się uda. Ten sport hartuje ducha i ćwiczy charakter.
Na mistrzostwach Polski seniorów zdobyła pani trzy medale indywidualne i sześć drużynowych. Który z tych sukcesów zapamiętała pani najlepiej i dlaczego?
Zaskoczył mnie pan tą liczbą, nigdy tego nie liczyłam. Wszystkie te osiągnięcia są dla mnie ważne, ale największym sukcesem był jednak wyjazd na igrzyska olimpijskie w Tokio.
Szermierka w Polsce stoi na wysokim poziomie. Odnosiła pani też sukcesy drużynowe na mistrzostwach Europy (złoto w Düsseldorfie w 2019 r., wcześniej srebro w Nowym Sadzie w 2018). Chyba dobrze się pani czuje w rywalizacji drużynowej?
Drużynowe zawody w szermierce to sztafeta, wymieniamy się: raz walczy jedna, potem druga, goni się wynik. Moim zdaniem zawody drużynowe to po prostu rozbudowane zawody indywidualne, bo przecież ostatecznie to ja staję na planszy z przeciwnikiem. To jest coś innego niż siatkówka czy piłka nożna, czyli typowo zespołowe sporty.
W 2017 r. na Letniej Uniwersjadzie w Tajpej zdobyła pani złoty medal w turnieju indywidualnym i brązowy w rywalizacji drużynowej. Pamięta pani tamte emocje?
To były jedne z pierwszych zawodów międzynarodowych, które wygrałam. Drugie miejsce zajęła wtedy Kamila Pytka, razem walczyłyśmy w finale. Trudno mi teraz opisać to niesamowite uczucie, wielką radość. Takie same emocje wywołał turniej drużynowy, w którym nie byłyśmy faworytkami – a jednak dzięki ciężkiej pracy udało nam się z dziewczynami stanąć na podium.
Sport to nie tylko sukcesy, lecz także ciężka praca i porażki. Czy te ostatnie mogą czegoś nauczyć?
Na pewno tak. Przede wszystkim możemy wówczas zobaczyć, co źle robimy, jak możemy się poprawić. Szermierka jest tak specyficznym sportem, że można wygrać i przegrać z każdym. Trzeba dostosować się do przeciwnika. Przez porażki uczymy się na własnych błędach.
Jak się pani pracuje z obecnym trenerem Radosławem Zawrotniakiem?
Bardzo dobrze. Trenujemy razem od 2018 r. Znaliśmy się jeszcze jako zawodnicy, startowaliśmy też razem w zawodach. Trenowaliśmy dwa razy dziennie przez kilka lat, i nadal trenujemy. Przychodził specjalnie dla mnie na salę z samego rana, dawał mi lekcje. Jest niesamowicie zaangażowany, sam wymyśla plany treningowe. Uważam, że to znakomity trener.
Chyba nieodłącznym elementem zawodów sportowych jest stres. Jak sobie z nim radzić?
Uważam, że trzeba się do niego przyzwyczaić, bo on zawsze jest i będzie. Nie da się zupełnie od tego odciąć. Ale to stres, który motywuje.
Co powiedziałaby pani młodym ludziom, którzy chcieliby spróbować swoich sił w szermierce?
Szermierka to świetny sport. Miałam wcześniej okazję trenować tylko balet, więc nie mogę go porównać do innych, ale uważam, że warto spróbować, przyjść choćby na jeden trening. Może tak jak ja zakochacie się w tym sporcie i zostaniecie na dłużej?