Czy w szkole można nauczyć się strzelania? Czy strzelectwo to sport dla kobiet? Takie pytania wpłynęły na skrzynkę redakcji „Polskiej Sztafety”. Odpowiedź na oba jest jednoznaczna: tak! Najlepszym dowodem są osiągnięcia Renaty Mauer-Różańskiej, polskiej zawodniczki specjalizującej się w strzelaniu z karabinka pneumatycznego i karabinu kulowego. Dwukrotna mistrzyni olimpijska (Atlanta 1996, Sydney 2000), z Atlanty przywiozła także brąz. Choć lista jej osiągnięć jest długa, w związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym warto zapytać o wspomnienia z tego okresu. Niektóre odpowiedzi mogą okazać się zaskakujące…
Jaki był pani ulubiony przedmiot w szkole?
Uwielbiałam matematykę, od początku do końca mojej edukacji.
Miała pani po prostu dobrego nauczyciela matematyki czy umysł ścisły?
Miałam bardzo dobrych nauczycieli, ale myślę, że należę do osób o ścisłym umyśle. Zawsze lubiłam rozwiązywać zadania, traktowałam to jak rozrywkę.
Sportowca trudno nie zapytać o lekcje WF-u. Co pamięta z nich pani najlepiej?
Zapamiętałam z lekcji WF-u to, że najbardziej lubiłam gimnastykę i grę w tenisa stołowego. Preferowałam dyscypliny indywidualne, w grach zespołowych nie czułam się dobrze. Lubiłam WF wtedy, kiedy nie było skoku wzwyż ani piłki siatkowej lub koszykówki. Powiem szczerze, że jeśli chodzi o piłkę siatkową, to wolałam okrojoną wersję.
Czyli jaką?
Bardzo lubiłam odbijać piłkę, ale wtedy, gdy była to gra dwa na dwa, nie w całym zespole. Widocznie taka moja natura, wolę indywidualne dyscypliny.
Czy zapadły pani w pamięć jakieś słowa trenera lub nauczyciela?
Zawsze dobrze dogadywałam się ze swoimi nauczycielami i trenerami. Trener klubowy z ZKS Warszawa Piotr Kosmatko powiedział mi kiedyś, że marzył o tym, żebym strzelała najlepiej na świecie. Bardzo się przykładał do swojej pracy. Pamiętam, że właściwie na każdym treningu należało pracować – mówiąc kolokwialnie – z głową. Nie można było przyjść i po prostu oddać kilka strzałów. Wystarczyło, że strzeliłam gorzej, i musiałam tłumaczyć, dlaczego tak się stało… Musiałam bardziej koncentrować się na tym, co robię.
Kiedy i gdzie rozpoczęła się pani przygoda ze strzelectwem?
W szkole. Nauczyciel przysposobienia obronnego pan Zdzisław Stachyra był jednocześnie kierownikiem sekcji strzeleckiej. Każdy uczeń szkoły w ramach tego przedmiotu musiał zaliczyć strzelanie jesienne i wiosenne. Czyli już w pierwszej klasie liceum jesienią musiałam mieć takie zajęcia. Dla pana Stachyry to była świetna okazja, żeby przyjrzeć się uczniom, ocenić, którzy najlepiej strzelają, i zaproponować im członkostwo w szkolnej sekcji strzeleckiej. A to była chluba szkoły.
Nauczyciel z pasją…
Tak. Pan Zdzisław Stachyra wcześniej pracował w Legii Warszawa, to on był trenerem mistrzyni świata Eulalii Rolińskiej. Miał bardzo duże doświadczenie, długo by o tym opowiadać… Dla mnie najciekawsze było to, że pan Stachyra potrafił po prostu popatrzeć na kogoś i od razu widział, czy ten ktoś nadaje się do strzelania, czy niekoniecznie.
Podejmował trafne decyzje. Co dla pani oznacza strzał w dziesiątkę i czy jest trudny?
Nie zawsze! W dziesiątkę trafić najłatwiej. Na treningach jedną z metod jest strzelanie w określone miejsce, czyli niekoniecznie w środek. I kiedy chce się strzelić ósemkę z lewej strony, ósemkę z prawej, to jest to dość trudne. Nawet wtedy często trafia się w dziesiątkę! Dlaczego najłatwiej to zrobić? Bo najłatwiej zgrać przyrządy celownicze względem tarczy centrycznie, a składają się one z samych kół. Ustawiając je w ten sposób, widzimy, czy mamy jakiś błąd, czy nie. Żeby strzelić np. ósemkę, trzeba prawidłowo te przyrządy zgrać i dodatkowo przesunąć je względem czarnego koła tarczy. Strzał w dziesiątkę jest w sporcie prostszy, niż się wydaje…