– Kiedy byłem młody, żyłem opowieściami o pilotach z czasów II wojny światowej. To byli ludzie ze stali – podkreśla Sebastian Kawa, który zdobył 17 złotych, 3 srebrne i 3 brązowe medale mistrzostw świata oraz 9 złotych medali mistrzostw Europy, a także dwukrotnie zwyciężył w Światowych Igrzyskach Lotniczych.
Współczesne szybownictwo uważa za sport bezpieczny i oswojony, w przeciwieństwie do lotnictwa sportowego i doświadczalnego, którego mistrzem był bohater wojenny Bolesław Orliński. Jak twierdzi Kawa, przed II wojną światową lotnictwo było czymś tak niezwykłym, jak w latach 60. kosmonautyka. Wymagało odwagi, umiejętności, determinacji i opanowania, a także gotowości do podejmowania ryzyka.
Bolesław Orliński – heros światowego lotnictwa
Człowiek legenda, świadek historii XX w., w tym wielkich momentów w dziejach lotnictwa. Był pilotem komunikacyjnym, doświadczalnym i wojskowym, walczył w obu wojnach światowych oraz w wojnie polsko-bolszewickiej.
Bolesław Orliński, urodzony w 1899 r. w majątku ziemskim Niwerka na Podolu, marzył o lotnictwie od dzieciństwa. Miał 10 lat, kiedy w pobliskim Kamieńcu Podolskim zjawił się rosyjski pilot Sergiusz Utoczkin z pokazem lotniczym. Polak, mimo sprzeciwu ojca, postanowił pójść w ślady pilota. W 1915 r. jako 17-latek zaciągnął się do rosyjskiego wojska. Podczas obrony lotniska w Winnicy poznał słynnego rosyjskiego konstruktora samolotów Igora Sikorskiego i jego marzenia o karierze lotnika odżyły. Jednak dopiero w 1920 r., po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, udało mu się dostać do Niższej Szkoły Pilotów w Bydgoszczy.
Trzy lata później Orliński był już instruktorem akrobacji w Wyższej Szkole Pilotów w Grudziądzu i wygrał zakład, że w jednym locie wykona 100 pętli – zrobił ich 242. Po krótkim okresie pilotowania samolotów pasażerskich powrócił do myśliwców. Kiedy szef Departamentu Lotnictwa zaproponował mu wykonanie dalekodystansowego, wieloetapowego lotu do Tokio, zgodził się.
Razem z mechanikiem Leonardem Kubiakiem rankiem 27 sierpnia 1926 r. wystartowali z Pola Mokotowskiego na francuskim wojskowym samolocie Breguet 19. Po przelocie nad terytorium Rosji, Mandżurii, Chin i Korei, 5 września załoga wylądowała w Tokio. Entuzjastycznie przyjęci Orliński i Kubiak otrzymali Ordery Wschodzącego Słońca i złote medale za pierwszy w historii przelot z Seulu do Tokio bez międzylądowania. Do Warszawy powrócili 25 września, pokonując 22 600 km w 121 godzin i 16 minut. O Polakach usłyszał cały lotniczy świat, zwłaszcza że ich bezprecedensowy lot obfitował w dramatyczne okoliczności: konieczność przedzierania się przez chmury burzowe sięgające 5200 m, usterkę w instalacji olejowej połączoną z awaryjnym lądowaniem, a także poważne uszkodzenie śmigła i płata skrzydła przez wiatr.
Do wybuchu II wojny światowej Orliński pracował jako pilot oblatywacz w Polskich Zakładach Lotniczych, brał udział w krajowych i zagranicznych zawodach i przeżył kilka wypadków lotniczych. Oblatywał myśliwce oraz samoloty bombowe, sportowe i pasażerskie. W amerykańskim Cleveland jako pierwszy pilot na świecie zademonstrował korkociąg przekładany, zwany później polskim. W 1934 r. ustanowił światowy rekord prędkości dla samolotów myśliwskich z silnikiem gwiazdowym.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Polak przedostał się do Wielkiej Brytanii. Tam otrzymał przydział do Królewskich Sił Powietrznych (RAF) na stanowisko instruktora, dzięki czemu mógł wyszkolić 66 pilotów biorących udział w bitwie o Anglię. Bardzo chciał walczyć i choć nie był już najmłodszy, dzięki osobistym staraniom udało mu się dołączyć do Dywizjonu 305; po roku został jego dowódcą. Wykonał 49 lotów bojowych.
Po 1945 r. Bolesław Orliński, weteran wojny polsko-bolszewickiej, nie mógł wrócić do kraju. Zamieszkał z żoną w Kanadzie i pracował w Toronto w wytwórni samolotów.
Sebastian Kawa – spod żagli w przestworza
– Trzeba być odpornym na stres i niepowodzenia i przygotowanym na porażkę – podkreśla najbardziej utytułowany szybownik na świecie. Jednak ten lekarz z zawodu niemal nie zna niepowodzeń. Zainteresowanie sportem przejął po ojcu, pilocie szybowców i również lekarzu. Właściwie wychowywał się w latach 70. na lotnisku Szkoły Szybowcowej Aeroklubu Polskiego „Żar”. Ale zanim sam zaczął latać, żeglował. W wieku ośmiu lat został członkiem sekcji dziecięcej klubu żeglarskiego. Potem wiele razy zdobywał mistrzostwo Polski w regatach, startował też w zawodach za granicą. Ulubionym pucharem jego mamy jest ten wręczony mu przez księżną Dianę za regaty rozegrane na Morzu Irlandzkim, kiedy był nastolatkiem. Po tym, jak klub stracił sponsora, nadszedł kres żeglarskiej kariery Kawy. Miał wtedy 16 lat i zaczął ponownie interesować się szybowcami, którymi latał już jako malec, w zbyt dużym hełmofonie, na kolanach taty.
Swój pierwszy w życiu tytuł mistrza świata Sebastian Kawa zdobył w 2003 r. na Słowacji. Wywalczył go dotychczas jeszcze 16 razy w różnych klasach szybowcowych, w rozmaitych – nierzadko bardzo trudnych – warunkach atmosferycznych. Zdobywa także najwyższe laury w mistrzostwach Europy i Światowych Igrzyskach Lotniczych.
Najbarwniejszą kartę w karierze wielkiego szybownika stanowią pionierskie loty nad najwyższymi górami świata. W 2013 r. Kawa podjął wyzwanie, na które nikt przed nim się nie odważył: przeleciał szybowcem nad Himalajami – Sarangkot i Annapurną – w odstępie dwóch dni. Cztery lata później postanowił znowu zapuścić się w nieznane i odbył trzy wyprawy w dzikie masywy Kaukazu, dokąd nikt wcześniej nie latał na maszynach bezsilnikowych. Co jeszcze chciałby osiągnąć pilot? – Obejrzałem film przyrodniczy o Patagonii. (…) oko szybownika zachwycały piętra chmur falowych, formowanych przez huraganowy wiatr. Pomyślałem, że byłoby fajnie polatać na tych falach i oglądać pasmo Andów na wysokości 4 czy 7 tys. metrów. (…) To marzenie pozostało do dziś – powiedział w jednym z wywiadów.
Mimo kilku dekad dzielących Bolesława Orlińskiego i Sebastiana Kawę, połączenie talentu, pasji, chęci spełniania marzeń oraz determinacji w dążeniu do celu było dla nich równie ważne w osiąganiu sukcesów, nie tylko sportowych.