Home » Mówią mistrzowie » Roksana Słupek: Trzeba umieć się przepychać i być sprytnym

Roksana Słupek: Trzeba umieć się przepychać i być sprytnym

Kwiecień spędziłaś w Arizonie. Co tam robiłaś?

Trenowałam w międzynarodowej grupie w miejscowości Flagstaff. Mieliśmy tam górski obóz, położony na wysokości 2000 m. To metoda stosowana w dyscyplinach wytrzymałościowych. Po minimum czterech tygodniach w takich warunkach w organizmie zachodzą procesy, które można nazwać legalnym dopingiem: poprawia się wydolność.

Ciężko się tam oddycha?

Właśnie o to chodzi! Treningi na wysokości są mniej intensywne i krótsze, a przerwy częstsze – bo tutaj organizm regeneruje się dużo wolniej niż na dole. Efekt jest taki, że gdy potem zawodnik zjeżdża niżej, trenuje mu się o wiele lżej i dzięki temu osiąga lepszy wynik.

Jesteś tuż po udziale w dwóch ważnych imprezach: Wojskowych Mistrzostwach Świata oraz WTCS (World Triathlon Championship Series). Opowiesz coś więcej na ten temat?

Na tych pierwszych zawodach mogą startować jedynie żołnierze. Ja też zostałam powołana, jestem częścią tzw. armii mistrzów. Z kolei WTCS to seria mistrzostw świata, na które składa się pięć wyścigów. To prestiżowe, najtrudniejsze zawody; wyżej w triathlonie są już tylko igrzyska olimpijskie, przy czym poziom jest na nich niższy niż na WTCS, bo startuje mniej zawodników z jednego kraju. W sumie kwalifikacja na IO jest trudniejsza niż sam start.

Dla mnie udział w tych imprezach to przede wszystkim nauka. Każde zawody mają inną dynamikę. Na dłuższych, np. popularnych w Polsce Ironmanach (3,86 km pływania, 180,2 km rower, 42,195 km bieg – przyp. red.), o wyniku decyduje głównie forma zawodnika. Nie można jeździć rowerem w grupach, liczy się czas. Natomiast na dystansie olimpijskim bywa różnie, jest wiele czynników, na które zawodnik nie ma wpływu: można złapać gumę na rowerze lub mocno kogoś uderzyć w wodzie podczas pływania.

Na starcie etapu pływackiego. Źródło: archiwum prywatne Roksany Słupek

To się często zdarza w „pralce”?

Tak! Trzeba pamiętać, że pływanie w triathlonie odbywa się na otwartych zbiornikach, np. jeziorach. Na linii startu znajduje się ok. 60 osób i nie ma lin, które by je oddzielały. Wszyscy wpadają razem do wody i muszą opłynąć rozstawione boje. W takiej sytuacji nietrudno o wpływanie na siebie, ciągnięcie się za ręce, barki, głowę. Nie jest to dozwolone, ale nie sposób tego uniknąć. Zawodnicy kotłują się jak w pralce, stąd nazwa.

Czyli powinno się mieć mocne łokcie?

Trzeba umieć się przepychać i być sprytnym, oczywiście z szacunkiem dla rywali. Zresztą to chyba dla wszystkich jest najmniej ulubiony fragment wyścigu. Najlepiej mają ci, którzy są wysoko w rankingu, bo dostają pierwsze numery startowe i stoją na krańcu linii startu, a tym samym unikają „pralki”. Środkowi zawodnicy, z niższymi numerami startowymi, na pewno do niej trafią.

Podczas wyścigu kolarskiego zawodnicy też tłoczą się w grupie?

Podobnie. Najlepsze są kilkuosobowe grupy. W tych dużych ryzyko kraksy jest spore, poza tym są wolniejsze, szczególnie na technicznych trasach.

Z tego wynika, że triathloniści są chyba bardziej narażeni na kontuzje niż inni sportowcy.

Coś w tym jest. W mojej dyscyplinie częste są tzw. złamania zmęczeniowe, mnie też się zdarzały. Co prawda nie są tak bolesne jak zwykłe – zresztą sportowcy mają wyższy próg bólu – ale trudno pogodzić się mentalnie z tym, że traci się treningi, starty i nikt nie czeka, aż wróci się do formy.

Czy to prawda, że pływasz od pierwszej klasy podstawówki?

Tak, i przyznaję, że na początku niezbyt to lubiłam. Woda w basenie była dla mnie zimna (śmiech). Jedna z nauczycielek zasugerowała rodzicom, że mam dryg do pływania. Zapisali mnie na dodatkowe zajęcia sportowe (UKS) – i tak się zaczęło.

Rodzice pchali cię do sportu czy zostawili ci wolny wybór?

Jestem im wdzięczna za to, że zostawili mi wolną rękę. W pierwszej klasie, gdy zbliżała się godzina wyjścia na basen, siedziałam cichutko w nadziei, że zapomną. I często się udawało! A potem, kiedy już to polubiłam i wstawałam o 5.00, ojciec mówił: „Roksanko, odpocznij sobie dzisiaj…”. Chodziłam do normalnej szkoły i na UKS, nie skorzystałam z propozycji przejścia do szkoły sportowej o profilu pływackim. Byłam lojalna, przez co musiałam biegać tam i z powrotem ze szkoły (bydgoska „66”) do klubu „Piętnastka”. Ale dziś nie czuję, że coś poświęciłam czy straciłam dzieciństwo, bo klub organizował fajne sportowe obozy – pływacki i narciarski – podczas wakacji i ferii.

Na początku kariery pływackiej sukcesy przychodzą powoli. To cię motywowało czy wręcz przeciwnie?

Byłam z tych, którzy ciężko pracują i od czasu do czasu zdobywają jakiś medal. Trener Robert Strzałka bardzo to chwalił, nazywał mnie mrówką. To on wpoił mi, jak ważne są wytrwałość, systematyczność i cierpliwość. Jego uznanie było dla mnie równie istotne jak trofea.

Wciąż śledzi twoje sukcesy?

Tak. Był triathlonistą amatorem i to dzięki niemu zaczęła się moja przygoda w tej dyscyplinie. Kilka razy zabrał nas na wyścigi aquathlonowe (pływanie i bieg – przyp. red.). Pierwszy raz wystartowałam w nich jako 10-latka. W gimnazjum spróbowałam triathlonu i poszło bardzo szybko: udało mi się od razu wygrać zawody, pojechałam na pierwsze mistrzostwa Europy i świata juniorów. W pływaniu nigdy nie miałam takich osiągnięć.

Który z sukcesów z tamtego czasu cenisz najbardziej?

W karierze juniorskiej najważniejszy był pierwszy start w tureckiej Alanyi w 2018 r. – byłam jeszcze juniorką, a startowałam w pucharze Europy z seniorami. Zajęłam drugie miejsce i to było moje pierwsze podium, rok po tym, jak zaczęłam przygodę z triathlonem. To miłe uczucie – reprezentować swój kraj.

Niedługo później pojawiła się szansa dołączenia do międzynarodowej grupy Paulo Sousy. Pamiętasz moment wyjazdu z Polski do Portugalii?

Gdy jechałam pociągiem na lotnisko, dzwoniłam do mojej sąsiadki i płakałam. Bardzo się bałam, przeżywałam mnóstwo emocji. Miałam 19 lat, przez niemal całe życie mieszkałam z rodzicami – i nagle jechałam w nieznane, do obcych ludzi, do zawodników o wiele lepszych ode mnie. Nie znałam dobrze języka, nie wiedziałam, jak poradzę sobie finansowo. Musiałam rozmawiać z potencjalnymi sponsorami, by sfinansować wyjazd. Ale trudne decyzje zawsze wiążą się z podobnymi emocjami. To jedna z tych, z których jestem najbardziej dumna, bo sporo ryzykowałam.

Ryzyko się opłaciło?

Tak. Drużyna, do której jechałam – i do której do dziś należę – ma dużo gwiazd. Wszyscy mi pomagali i bardzo się rozwinęłam sportowo. Teraz jestem dużo bardziej doświadczona, sporo się nauczyłam i nadal się uczę.

Bywasz w rodzinnej Bydgoszczy?

Rzadko, najczęściej na święta. W całym roku mam dwa–trzy tygodnie odpoczynku od treningów, najczęściej w grudniu. Zdarza się wtedy, że jeśli ktoś proponuje mi wizytę w szkole, idę i opowiadam o triathlonie.

O co pytają?

Co to za sport, jaki dystans, jak drogi jest rower, jak szybko jeździmy… Widzę, że ta dyscyplina jest w Polsce coraz popularniejsza i dzieci wiedzą o niej coraz więcej.

Medalistki pucharu Europy w Yenişehir (2022). Pierwsza z prawej, z brązowym medalem – Roksana Słupek. Źródło: archiwum prywatne Roksany Słupek

Rozmawiacie również o idolach sportowych? Kto był twoim?

Jako dziecko zawsze oglądałam zawody z Otylią Jędrzejczak. Gdy stawała na podium, to była duma… I Michael Phelps, który bił wówczas wszystkie rekordy w pływaniu. Jako dorosła osoba podziwiam Roberta Lewandowskiego. Imponuje mi jego skromność. Uważam, że sportowcy, niezależnie od dyscypliny, są mądrymi, inspirującymi ludźmi. Podziwiam ich i zawsze jestem ich ciekawa. Lewandowski odniósł sukces, ale wielu jest takich, którzy włożyli mnóstwo wysiłku i pracy i mają cechy mistrza, choć nie stają na podium.

Co byś poradziła młodym ludziom, którzy chcą trenować triathlon?

Żeby spróbowali. Nie będą żałować!

Jakie cechy są ważne w tej dyscyplinie?

Cierpliwość, umiejętność ciężkiej, systematycznej pracy oraz niepoddawanie się. Ktoś o słabej psychice nie wytrwa: tu częściej jest pod górkę niż z górki.

Na pewno słyszałaś o programie Polskiego Związku Triathlonu dla młodych triathlonistów – Talent ID.

Wiem, że związek próbuje szukać talentów i pomagać im. To nie jest proste, bo zimą nie można trenować, ale mam nadzieję, że coraz więcej dzieci będzie chciało próbować. Podstawa to umiejętność pływania. Dzieci zazwyczaj zaczynają od aquathlonu, rower wchodzi potem, bo to już inwestycja w sprzęt.

Duża?

Na początek wystarczy rower szosowy ze sklepu sportowego, to koszt ok. 2 tys. złotych. Jestem zdania, że kiedy się zaczyna, nie liczy się marka, tylko zapał i wytrwałość. Trzeba próbować! Nawet jeśli dziecko nie zostanie zawodowcem, to będzie uprawiać trzy dyscypliny sportu, a to będzie kształtować jego charakter. Poza tym pozna wielu fajnych rówieśników. Nie każdy musi od razu być olimpijczykiem…

 

Roksana Słupek

Urodziła się w 1999 r. w Bydgoszczy. W szkole podstawowej trenowała pływanie i startowała w zawodach aquathlonowych. W 2017 r. zaczęła trenować triathlon. Rok później zdobyła 2. miejsce w pucharze Europy w Alanyi, 4. miejsce w mistrzostwach Europy juniorów w Tartu, 5. miejsce w pucharze Europy w Olsztynie i mistrzostwo Polski juniorów. Jako seniorka startowała m.in. w pucharach świata (2021, Haeundae: 4. miejsce), pucharze Europy (2022, Yenişehir: 3 miejsce), zdobyła też mistrzostwo Polski w 2020 r. Ponadto brała udział w najbardziej prestiżowych seriach mistrzostw świata (WTCS). Od trzech sezonów trenuje w międzynarodowej grupie Paulo Sousy (Portugalia). Obecnie jest zawodniczką CWZS. Ma szanse na kwalifikację na igrzyska w Paryżu w 2024 r.

Czytaj także

Skip to content