Rozmowa z Karoliną Piechowicz, multimedalistką mistrzostw świata juniorek w pływaniu
W lipcu wróciłaś z mistrzostw Europy w Belgradzie ze srebrnym medalem. Jak się z tym czułaś?
Fantastycznie. Ale też cieszyłam się, że w sierpniu mam wakacje, bo to był dla mnie ciężki sezon.
Oglądałam wywiad, którego udzieliłaś po mistrzostwach świata w Limie w 2022 r., po zdobyciu trzech złotych medali. Masz 17 lat, a mówisz świetnie po angielsku, zero tremy.
Ten wywiad przeprowadziła ze mną nie dziennikarka, tylko mistrzyni świata w pływaniu z Jamajki. Nie wiedziałam tego wtedy – może to i lepiej, bo bym się zestresowała. A tak czułam się swobodnie. Wypowiedzi publiczne, rozmowy z dziennikarzami niespecjalnie mnie stresują.
Film z tym wywiadem nosi tytuł „New Rising Star”, czyli „Nowa wschodząca gwiazda”.
Kiedy zobaczyłam, że wstawili go na oficjalnym profilu zawodów na Instagramie, cieszyłam się. To profil z ogromną liczbą followerów. Nawet mistrzyni olimpijska na 100 m stylem klasycznym polubiła ten post! To było naprawdę świetne uczucie. Natomiast niespecjalnie lubię czytać o sobie ani siebie oglądać. Kiedy mama przynosi gazetę do domu, a tam są moje zdjęcia czy wypowiedzi, nie chcę, żeby mi je pokazywała.
Dlaczego?
Nie wiem. Wiele osób mówi mi, że jestem skromna jak na to, co osiągnęłam. Nie lubię się chwalić.
Spodziewałaś się takich sukcesów, kiedy zaczynałaś?
Szczerze mówiąc, nie. W moim starym klubie w Szczytnie nie byłam wybitną zawodniczką. Wyniki przyszły dużo później, w liceum. Ale kiedy się już zaczęły, wszystko poszło bardzo szybko, wręcz eksplodowało. Poprawiałam się błyskawicznie i wtedy zaczęłam wierzyć w swoje umiejętności. Kiedy jechałam do Limy, wiedziałam, że może być dobrze, chociaż nie spodziewałam się, że aż tak. Na pewno dużo pomógł mi fakt, że na te zawody nie przyjechały jedne z najlepszych zawodniczek, np. rekordzistka świata na 50 m stylem klasycznym. Zostało dużo pływaczek na zbliżonym do mojego poziomie i walka do samego końca była wyrównana. Miałam z kim się ścigać i to mnie podkręciło.
A wszystko zaczęło się na basenie w Szczytnie, kiedy miałaś sześć–siedem lat.
Sześć. Wtedy zaczęłam chodzić na basen, potem zapisałam się do sekcji pływackiej.
Dlaczego pływanie?
Może dlatego, że mój starszy brat pływał i zawsze oglądałam go z trybun. A moim pierwszym nauczycielem pływania był mój tata. Kiedyś pływał i zaszczepił mi pasję do tego sportu. Zawsze w niedzielę chodziliśmy na basen, ścigaliśmy się. Bardzo się cieszył z moich sukcesów. Pamiętam, kiedy zdobyłam mój pierwszy złoty medal mistrzostw Polski jako czternastolatka – myślałam, że serce mu wyskoczy ze szczęścia. Bardziej wspominam jego radość niż fakt, że to był mój pierwszy złoty medal.
Pochodzisz z małej miejscowości pod Szczytnem. Trudno zaczynać sportową karierę w takim miejscu?
Na pewno trudniej niż w dużym mieście. W wielu mniejszych miastach nie ma dobrej siłowni. W Szczytnie nie ma też świetnego basenu, jedynie 25 m. Ale przecież Otylia Jędrzejczak, nasza mistrzyni, także pochodziła z małej miejscowości i w takiej zaczynała pływać.
Tobie również to nie przeszkodziło.
Nie, bo mieliśmy świetną sekcję, doskonały zespół, dobrą atmosferę. I wspaniałego trenera, Sławka Szczerbala. Od początku chyba widział we mnie potencjał. Nawet wtedy, kiedy pływaliśmy na brodziku. Potem przyjął mnie do swojej grupy. Wiadomo, byłam dzieckiem, nie zawsze starałam się na 100%, czasem zawalałam na treningach. Jednak nigdy nie traktował mnie bardzo surowo. Od piątej klasy miałam po dwa treningi dziennie, rano i po południu, a w międzyczasie szkoła. Utrzymywałam świetną średnią, mimo to wcale nie czułam zmęczenia: potrafiłam wrócić z drugiego treningu i wyjść jeszcze ze znajomymi. Problemy zaczęły się dopiero w liceum w Olsztynie.
Co się wydarzyło?
To był trudny czas, bo w lecie 2020 r., tuż przed tym, jak poszłam do liceum, zmarł mój tata. Później pojawiła się wiadomość, że zamykają basen, więc musiałam szybko podjąć decyzję. Miałam 15 lat i przeniosłam się do Olsztyna, w którym nie znałam niemal nikogo. Niestety, nie było nas stać na to, żeby mama przeprowadziła się ze mną, więc mieszkałam najpierw ze starszym bratem, a potem na stancjach. Było ciężko, ale przez tempo życia nie miałam czasu na rozmyślania. W domu troszeczkę mnie rozpieszczano, w kuchni niewiele potrafiłam. A kiedy mieszkałam z moim bratem i jego dziewczyną, musiałam i sprzątać, i czasem coś ugotować. No i nauczyć się żyć wspólnie. To była dla mnie szkoła dojrzałości.
Wtedy też pojawiły się sukcesy, jeden za drugim. Najpierw brązowe medale na mistrzostwach Polski…
Najbardziej się wtedy cieszyłam z kwalifikacji na mistrzostwa Europy juniorów. A rok 2021 okazał się dla mnie przełomowy. Miałam w tym czasie trochę problemów zdrowotnych i na treningach trudno mi było dać z siebie wszystko. Jednak udało mi się je przezwyciężyć, a moje wyniki poprawiały się z występu na występ. W 2021 r. na mistrzostwach Europy w Rzymie udało mi się zejść z 1 min 12 s na 1 min 8 s.
Wywalczyłaś brązowy medal mistrzostw Europy i poprawiłaś rekord Polski w kategorii 16 i 17 lat na 100 m stylem klasycznym.
To były moje pierwsze duże, międzynarodowe zawody. Czułam się tam bardzo dobrze, bo nikt nie wiązał ze mną dużych nadziei medalowych. Wiedziałam, że nie mam nic do stracenia, mogę jedynie coś zyskać, dlatego nie czułam presji.
Wówczas miałaś już nowych trenerów: Gabrielę Wójtowicz, a potem Bartosza Staneckiego.
Tak. Dziś trenuję z Bartkiem w Olsztynie.
Mieliście również przygotowanie mentalne?
Tak, i na pewno pomogło mi to w sezonie letnim 2021 r., kiedy byłam słaba psychicznie. Później, kiedy przyszły sukcesy, już nie potrzebowałam pomocy. Teraz dużo klubów ma specjalistów od coachingu mentalnego.
Jak wygląda taki coaching?
To m.in. ćwiczenia do zrobienia, np. wypisz kilka rzeczy, z których jesteś dumna albo które dobrze ci poszły w danym dniu, a potem czytaj to sobie głośno. Chodzi o to, żeby podbudować poczucie własnej wartości.
A miałaś momenty, że się wahałaś albo zastanawiałaś, czy idziesz dobrą drogą?
Takie dylematy mam cały czas. Zastanawiam się, czy związać całe swoje życie ze sportem. Prawda jest taka, że trzeba w to zainwestować trochę pieniędzy. Są oczywiście pieniądze ze stypendiów. Jednak te ze startów nie są duże. Imprezy międzynarodowe sponsorują związki, ale ogólnopolskie nie, a koszt to ok. 1500 zł.
Reklamodawcy nie odezwali się po twoich sukcesach?
Nie, pływanie jest niszowym sportem. Trzeba być naprawdę megagwiazdą, żeby reklamodawcy sami przyszli do zawodnika.
W przyszłym roku matura. Co dalej?
Myślę o studiach, ale raczej niezwiązanych ze sportem. Marzą mi się studia z kryminologii w Stanach Zjednoczonych. Zawsze marzyłam o pracy w policji, analizie śladów na miejscu zbrodni. Mogłabym też być czyimś menadżerem.
Mówiłyśmy o mistrzostwach świata i o zdobytym niedawno srebrnym medalu na mistrzostwach Europy w Belgradzie. Co będzie następne?
Marzę o kwalifikacji olimpijskiej do Paryża 2024, choć wiem, że trochę brakuje mi do minimum. Zobaczymy. Chcę cały czas trenować i poprawiać wyniki. Będę gryzła wodę, żeby to zrobić w tym roku.
Co jest dla ciebie najlepszą motywacją?
Bardzo lubię zwyciężać. Od kiedy zdobyłam medal, wiem, że jestem w czymś najlepsza. Mam dobre wyniki i nie byłabym w stanie nikomu tego oddać. Podłamałoby mnie, gdyby nagle jakaś juniorka zaczęła pływać szybciej ode mnie. Teraz już wchodzę w wiek seniorski, więc rywalizacja będzie jeszcze bardziej zacięta. Będę walczyć dalej.
Największe sukcesy Karoliny Piechowicz:
- 2019, mistrzostwa Polski U14: złoto (200 m stylem klasycznym) i srebro (100 m stylem klasycznym)
- 2020, mistrzostwa Polski: 3 × brąz (50 m, 100 m i 200 m stylem klasycznym)
- 2021, mistrzostwa Europy w Rzymie: brąz (100 m stylem klasycznym)
- 2022, mistrzostwa świata w Limie: 3 × złoto (50 m, 100 m, 4 × 100 m sztafeta mieszana), brąz (4 × 100 m sztafeta kobiet)
- 2023, mistrzostwa Europy w Belgradzie: srebro (50 m stylem klasycznym)