W lutym tego roku zmarła Barbara Ślizowska, znakomita gimnastyczka, brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Melbourne (1956), sędzia podczas igrzysk w Tokio (1964) i Moskwie (1980). Warto przypomnieć tę nietuzinkową postać oraz niespodziewany sukces jej i koleżanek w Australii.
Pierwsze igrzyska na antypodach
Samo dotarcie do australijskiej wioski olimpijskiej było dla polskich sportowców długą i męczącą podróżą, którą Ślizowska wspominała tak: Podróżowałyśmy łącznie 5 dni, w trakcie których tylko raz spałyśmy, w Bangkoku. Byłyśmy też w Teheranie, w Karaczi, na Filipinach, na Nowej Gwinei. Gdy wsiadałyśmy do samolotu, wręczono nam notesiki i dokładnie spisywałam, że lecieliśmy tyle i tyle. Proszę sobie wyobrazić, że do dziś mam tamte notatki!
Niełatwe to były czasy: dekada po II wojnie światowej, epoka zimnej wojny i zaledwie kilkanaście dni po upadku powstania węgierskiego. Jednak na stadionie olimpijskim – zgodnie z ideą igrzysk – królowała zdrowa, sportowa rywalizacja. Polscy zawodnicy wspominali potem wyjątkową życzliwość i otwartość Australijczyków oraz ceremonię zamknięcia, podczas której sportowcy wszystkich krajów wymieszali się we wspólnym pochodzie, bez podziału na państwa. Zwyczaj ten trwa do dziś, symbolizując uniwersalność sportu oraz jedność wszystkich zawodników.
Spodziewane sukcesy, niespodziewany medal
Polscy reprezentanci wywalczyli w Australii dziewięć medali. Złoto przywiozła faworytka, Elżbieta Duńska–Krzesińska, która w Melbourne wyrównała swój rekord świata w skoku w dal (6,35 m). Srebrne krążki zdobyli Janusz Sidło w rzucie oszczepem, Jerzy Pawłowski w konkursie indywidualnym w szabli, ekipa szermierzy w szabli drużynowo, a także strzelec Adam Smelczyński. Brąz przypadł w udziale pięściarzom Zbigniewowi Pietrzykowskiemu i Henrykowi Niedźwiedzkiemu oraz sztangiście Marianowi Zielińskiemu. Jednak być może największą – bo niespodziewaną – radość przyniósł brązowy medal zespołu gimnastycznego kobiet.
Konkurencje gimnastyczne kobiet odbywały się pod koniec igrzysk, od 3 do 7 grudnia. Ćwiczenia z przyborem to jedna z bardziej widowiskowych dyscyplin gimnastycznych, wymagająca nie tylko sportowej skoczności, giętkości i wytrzymałości, lecz także tanecznej gracji. Zawodniczki prezentują układy z przyborami, takimi jak piłki, obręcze, maczugi czy wstążki.
W składzie reprezentacji znalazły się wówczas wspaniałe gimnastyczki, z czterokrotną mistrzynią świata z roku 1950 Heleną Rakoczy na czele. Skład drużyny dopełniały: Dorota Horzonek, Natalia Kot, Danuta Nowak, Lidia Szczerbińska i właśnie Barbara Ślizowska. Największa gwiazda, Rakoczy, od kilku lat zmagała się z poważną kontuzją. W medalowych rankingach Polki nie przodowały. Mimo to w olimpijskich zmaganiach dorównały faworytkom, gimnastyczkom ZSRS, i wywalczyły brązowy medal ex aequo.
Niespodziewany sukces Polek wprawił w zakłopotanie organizatorów igrzysk, którzy nie przewidzieli takiego zakończenia konkurencji. Zabrakło medali na dekorację, więc aby nie wyróżnić żadnej z zawodniczek, symboliczny krążek dla wszystkich odebrali trenerzy. Niestety, nawet ten jedyny medal dla Polski przepadł! Gimnastyczki odebrały swój brąz dopiero po latach, gdy odtworzyli go eksperci z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej na podstawie medalu pięściarza Zbigniewa Pietrzykowskiego.
Niełatwa droga do sukcesu
Dzieciństwo Barbary Ślizowskiej przypadło na czasy wojenne. W czasie Powstania Warszawskiego wraz z rodziną przebywała w stolicy. Pewnego dnia, jako niezwracająca na siebie uwagi dziewczynka została posłana przez ojca po schowany w starej kamienicy zapas podtrzymującego siły cukru. Tak to wspominała: Żeby tam dojść, trzeba było iść wykopem przez ulicę Wiejską, na Alejach Jerozolimskich stały barykady zrobione m.in. z portretów Hitlera. Musiałam się skulić, żeby przejść. W końcu dotarłam na miejsce, dozorca chciał, żebym została na dłużej. On i jego żona to byli bardzo sympatyczni ludzie, ale wolałam wracać. Przeszłam przez naszą Mokotowską, naraz jakaś kobieta wciągnęła mnie do bramy, mówi: „Zobacz, samoloty lecą”. Mam je w pamięci do dzisiaj. Niemcy zrzucili bomby (…). Budynek obrócił się w ruinę, dozorca wraz z żoną zginęli. Stało się to dosłownie kilka minut po tym, jak stamtąd odeszłam.
Kariera gimnastyczna Barbary Ślizowskiej w powojennym Krakowie zaczęła się właściwie przez przypadek: to jej siostra Halina została wybrana do sekcji gimnastycznej Wisły, a Basia zastąpiła ją, gdy dziewczynka zniechęciła się do treningów. Potem była już tylko ciężka praca. Po trzech latach treningów, w 1950 r.,
Barbara została mistrzynią Polski w ćwiczeniach na kółkach, a na mistrzostwa świata w Bazylei, na których Helena Rakoczy zdobyła cztery złote medale, pojechała jako 15-latka. Na mistrzostwach Polski „Ślizia” (tak nazywały ją koleżanki) wywalczyła złoto w ćwiczeniach na kółkach.
Jednak zaledwie rok później doznała kontuzji kolana. Z naciągniętym więzadłem pojechała na igrzyska do Helsinek (1952). Po powrocie przeszła nieudaną operację. Zawzięła się i po konsultacjach z lekarzem tak wyrobiła mięsień czworogłowy uda, że przy skokach to właśnie mięśnie zastępowały więzadła w kolanie. Po trzech latach intensywnej pracy, jako zawodniczka Wojskowego Klubu Wawel, wzięła udział w Mistrzostwach Wojska Polskiego i zajęła trzecie miejsce. To był pozytywny impuls, który dodał zawodniczce energii i zapału. W zaledwie rok przygotowała się do igrzysk w Australii, gdzie wraz z koleżankami z drużyny odniosła sukces. Dwa lata po zdobyciu brązowego medalu olimpijskiego, w 1958 r., Ślizowska zakończyła karierę zawodniczą z powodu kontuzji drugiego kolana – i rozpoczęła równie piękną karierę trenerską i sędziowską.
Trenerka, sędzia i działaczka sportowa
Barbara Ślizowska była trenerką kadry narodowej, a także olimpijskiej. Na igrzyskach w Meksyku (1968) startowały cztery jej wychowanki: Wiesława Lech, Łucja Ochmańska, Halina Daniec i Barbara Zięba. Ślizowska pełniła ponadto funkcję wiceprezesa Polskiego Związku Gimnastycznego oraz przewodniczącej komisji sędziowskiej PZG. W roku 1962 uzyskała stopień sędziego międzynarodowego. Pracowała podczas igrzysk w Tokio (1964) oraz w Moskwie (1980) i jako jedyna Polka została wyróżniona przez Międzynarodową Federację Gimnastyczną za bezbłędne sędziowanie konkursów najwyższej rangi.
Barbara Ślizowska sędziowała w zmaganiach międzynarodowych przez ponad 30 lat.
Źródło wykorzystanych w tekście cytatów:
Brązowa drużyna z Melbourne
Obok Barbary Ślizowskiej brązowymi medalistkami australijskich igrzysk były:
- Helena Rakoczy (1921–2014), gimnastyczka klubów krakowskich. Po zdobyciu czterech złotych medali na mistrzostwach świata w Bazylei (1950) stała się symbolem odrodzenia polskiego sportu po II wojnie światowej. Mistrzostwo Polski wywalczyła 26 razy. Po zakończeniu kariery sportowej pracowała jako trener, m.in. kadry narodowej.
- Dorota Horzonek (1934–1992), gimnastyczka, instruktorka sportu, mistrzyni i reprezentantka Polski. Po zakończeniu kariery zawodniczej w wyniku kontuzji poświęciła się szkoleniu młodzieży. Towarzyszyła w pracy treningowej mężowi, Jerzemu Jokielowi, srebrnemu medaliście olimpijskiemu w gimnastyce (Helsinki 1952).
- Natalia Kot (ur. 1938), czołowa polska gimnastyczka przełomu lat 50. i 60., 36-krotna reprezentantka Polski, 15-krotna mistrzyni kraju, 2-krotna mistrzyni Europy. Prywatnie żona skoczka narciarskiego Piotra Wali, olimpijczyka z Innsbrucku.
- Danuta Stachow (1934–2019), wszechstronna gimnastyczka, 9-krotna mistrzyni Polski, uczestniczka igrzysk w Melbourne (1956) i w Rzymie (1960), instruktorka sportu.
- Lidia Szczerbińska (ur. 1934), oprócz brązu na igrzyskach w Melbourne wywalczyła dwa srebrne medale na Międzynarodowych Igrzyskach Młodzieży i Studentów w Warszawie (1955). Rok po igrzyskach wyjechała na stałe do Australii.