Home » Mówią mistrzowie » Iga Baumgart-Witan: Do końca kariery mieć radość z biegania

Iga Baumgart-Witan: Do końca kariery mieć radość z biegania

Polskie biegaczki w startach indywidualnych na 400 m i w sztafecie 4 × 400 m w ostatnim dziesięcioleciu regularnie odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej. Po wspaniałych igrzyskach olimpijskich w Tokio, gdzie w sztafecie mieszanej wywalczyły złoty, a w biegu rozstawnym kobiet – srebrny medal. Bieżący rok był trudny dla Aniołków Matusińskiego: problemy zdrowotne i zamieszanie wokół niedoszłego występu Anny Kiełbasińskiej w sztafecie mieszanej sprawiły, że start na lipcowych mistrzostwach świata im nie wyszedł. W sierpniu na mistrzostwach Europy pokazały jednak klasę, zdobywając srebrny medal w sztafecie. M.in. o tym opowiada członkini drużyny, Iga Baumgart-Witan.

O źródłach sukcesu

Jest wiele składowych sukcesu i na pewno trener Matusiński to jedna z nich – potrafił tę sztafetę poukładać, bo jest fantastycznym szkoleniowcem z ogromnym doświadczeniem. Poza tym szczęśliwie się złożyło, że jego zawodniczka Justyna Święty wtedy bardzo szybko biegała. Kiedy później do niej dołączyłyśmy, była takim napędem, każda z nas chciała być coraz lepsza. Ćwiczyłyśmy też na co dzień ze swoimi trenerami klubowymi, więc oni również mieli wpływ na nasze postępy. Trener Matusiński miał potem tę sztafetę z czego poskładać.

O mamie-trenerce

U mnie z mamą jest łatwiej – u innych trenerów nie miałam takich rezultatów. Łatwiej jest mi też rozmawiać z nią o moich odczuciach na temat treningów. Gdyby była obcą osobą, to chyba byłoby mi trudniej mówić o tym, czy mi coś szkodzi na treningu, czy pomaga. Ale na treningach nie ma relacji mama–córka i żadnego odpuszczania, jesteśmy profesjonalne. Nie widzę minusów tej współpracy, mimo że czasem w domu potem rozmawiamy o treningach. Czasami wolę porozmawiać z mamą na pewne tematy w domu, niż gdy jesteśmy na treningu z grupą. Jednak na szczęście mamy również trochę innych rzeczy do obgadania, nie rozmawiamy tylko o sporcie.

Iga Baumgart-Witan z brązowym medalem halowych mistrzostw świata w Belgradzie w 2022 r. Źródło: PAP / Leszek Szymański

O igrzyskach w Tokio

Biegu w sztafecie kobiet kompletnie nie pamiętam! Pierwszy medal, który zdobyliśmy, był w sztafecie mieszanej. Biegałam z Gosią Hołub w eliminacjach. Musiałyśmy się podzielić. Mnie nie było dane biec w finale, ale takie było założenie już wcześniej. To złoto oglądałyśmy z Gosią z trybun. I ja dużo bardziej je przeżyłam niż późniejsze srebro. Zawsze wiedziałyśmy, że mamy szanse na medal, że podium igrzysk olimpijskich jest realne, jednak gdzieś tam pojawiały się myśli: „Może brąz, może się uda…”. A tu trochę znienacka zostałyśmy mistrzyniami olimpijskimi! Wylałam wtedy bardzo dużo łez. Jeszcze nigdy tak nie płakałam! Dziewczyny, które biegły w finale, oczywiście ogromnie się cieszyły, ale gdy potem to sobie opowiadałyśmy, to my z Gosią chyba bardziej przeżywałyśmy niż one. Sama się zdziwiłam, że można na trybunach doświadczać tak silnych emocji.

O tegorocznym sezonie

Każda z nas chce być najlepsza. Wiadomo, w sztafecie wszystkie chcemy zdobywać medale, ale każda chce być tą wiodącą, królową sztafety. To napędza wynik.

Mistrzostwa świata to był jeden z trudniejszych momentów. Dużo rzeczy się na to złożyło: konflikt między nami, choroby, kontuzje… Ale też trochę nas to scaliło. Wiedziałyśmy, po co jedziemy do Monachium, każda miała swój cel, który został później zrealizowany, bo dziewczyny zdobyły medale indywidualne. Ja dostałam się do finału i też pokazałam sama sobie, że potrafię biegać. Justyna chciała się odkuć, bo nie poszło po jej myśli.

O marzeniach

Jeśli sportowiec wywalczył dwa medale igrzysk olimpijskich, to już nie ma wielu sportowych marzeń. Chciałabym do końca kariery mieć radość z biegania, bo bywało różnie. W tym roku na mistrzostwach Polski przed samym biegiem powiedziałam mamie: „To są moje ostatnie mistrzostwa Polski. Ja już nie dam rady”. Byłam wypalona psychicznie i bałam się biegać, ten stres mnie po prostu zżerał. A potem na mistrzostwach Europy zero stresu! Każdy bieg sprawiał mi radość i z wesołą miną wychodziłam na bieżnię. Byłam w szoku, że po tylu latach potrafię to osiągnąć, i chciałabym, żeby tak zostało do końca mojego biegania, żebym wychodziła uśmiechnięta na każdy bieg. To jest to sportowe marzenie. A pozasportowych nie mam wiele. Chciałby umrzeć jak najpóźniej i w zdrowiu – i to chyba tyle, bo jestem szczęśliwa w życiu i dużo mi nie trzeba!

Czytaj także

Skip to content