Wbrew powszechnej opinii kolebką polskiego narciarstwa nie było Zakopane, lecz Lwów – piszą Beata Słama i Wojciech Szatkowski. To tamtejsi narciarze na przełomie XIX i XX wieku jako pierwsi zaczęli organizować długie, wysokogórskie wyprawy, zwane wyrypami, a także zawody. Eksperymenty z wykorzystaniem dwóch desek podejmowano wówczas pod egidą Karpackiego Towarzystwa Narciarzy, założonego 29 stycznia 1907 r. Lwowiacy nie bali się gór, bo w arkana jazdy na „ski” wprowadzał ich sam Mathias Zdarsky – pionier alpejskiego narciarstwa zjazdowego. Z zapałem wyruszali na karpackie granie, nie przeszkadzały im ani lawiny, ani mróz, ani brak schronisk. Nocowali w pasterskich szałasach przy watrze. Na wyprawy zabierali tak zwaną wielką zbroję, czyli plecaki wypełnione sprzętem i ciepłymi ubraniami, a także – z myślą o ochronie przed wilkami – rewolwery. Na początku XX w. na witrynach lwowskich sklepów prezentowano nowoczesne narty, w okolicznych parkach organizowano pierwsze wycieczki i kursy narciarskie, coraz śmielej zapuszczano się też w Karpaty Wschodnie, m.in. w Gorgany.
Rozwój turystyki szedł w parze z rozwojem narciarstwa sportowego. Jego popularyzatorami byli przede wszystkim zawodnicy Lwowskiego Klubu Sportowego Czarni, wśród których prym wiedli: Józef Bizoń, Stanisław Darski, Longin Dudryk, Józef Kawecki, Leszek Pawłowski i Wodzisław Świtalski. Największą sławą okrył się w sportowej rywalizacji Jan Jarzyna (ur. 1892, zm. po 1960) – student Politechniki Lwowskiej, zapalony narciarz, taternik i piłkarz związany z Czarnymi Lwów. Miłością do nart i górskiej włóczęgi zapałał już jako nastolatek. Zaimponował mu Bizoń – prekursor taternictwa i narciarstwa wśród lwowskiej młodzieży. To on jako pierwszy w klubie Czarnych w 1904 r. przypiął dwie deski i pociągnął za sobą innych. Razem z nim Janek pokonał w 1909 r. wschodnią ścianę Wysokiej (2559 m) w Tatrach, a latem 1910 r. wszedł nową drogą z Doliny Staroleśnej na Sławkowski Szczyt (2452 m). Raptem kilka miesięcy wcześniej, 28 marca 1910 r., Jarzyna spróbował swych sił w prekursorskich zawodach narciarskich w Zakopanem, które przeszły do historii jako I Międzynarodowy Dzień Narciarzy. W szranki stanęli wówczas zawodnicy ze Lwowa, Krakowa, Bielska, Przemyśla, Nowego Targu, Krzeszowic i oczywiście samej stolicy Tatr. Łącznie 150 śmiałków, do których dołączyło dwóch wytrawnych narciarzy z Austrii, wśród nich sławny Richard Gerin.
Jarzyna zaliczał się wówczas do najlepszych narciarzy, a zimą 1910 r. zdobył mistrzostwo Tatr, zwyciężając w biegu młodych i w slalomie (jeździło się wtedy z jednym kijkiem!); był także (…) jednym z sześciu najlepszych skoczków i pierwszym Polakiem, który startował za granicą.
(E. Kossak)
Polem zaciętej rywalizacji stała się otulona śniegiem Hala Goryczkowa, wcinająca się w masyw Kasprowego Wierchu, gdzie wszyscy zebrani w najwyższym napięciu oczekiwali pierwszej konkurencji – biegu juniorów. I oto młodzi zapaleńcy w szalonym pędzie zjechali (…) od strony przełęczy Goryczkowej i wpadli na halę jak wichura, okrywając chmurami rozpylonego od szalonej chyżości nart śniegu. Najszybszy okazał się 18-letni Jan Jarzyna – pokonał trasę w rekordowym czasie 1 min 35 sek. Wystartował też w najbardziej widowiskowej i najtrudniejszej bodaj konkurencji, jaką okazał się Bieg Tatrzański – rodzaj slalomu narciarskiego z przeszkodami rozstawionymi na trzykilometrowej trasie. Jarzyna przebiegł szlak w rekordowym czasie 4 min 28 sek., wyprzedzając swego największego rywala, Gerina. Jako trzeci finiszował Mariusz Zaruski – znakomity narciarz i taternik, współtwórca Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego. Janek tryumfował, a zwycięstwa zapewniły mu zaszczytne miano najlepszego polskiego narciarza, który pokonał nawet austriackich faworytów.
Kilka miesięcy po zakopiańskich tryumfach Janek postanowił spróbować swoich sił w wyprawie na północną ścianę Małego Jaworowego Szczytu (2380 m) w Tatrach. Towarzyszył mu Stanisław Szulakiewicz, miłośnik wspinaczki ze Lwowa, który czuł się świetnie również na łyżwach i na korcie tenisowym. Z samego rana ruszyli ku szczytowi. Pokonawszy niezwykle stromy komin, po mozolnej wspinaczce dotarli na piarżystą platformę. Od spowitego we mgle wierzchołka dzieliło ich ok. 250 m. Każdy centymetr to była długa walka – wspominał Jarzyna – ledwo było o coś zahaczyć, uchwycić rękę, postawić nogę, podciągnąć się (…). Miałem przed sobą nagą, gładką skałę. Z chwilą gdy natrafił na „dobry chwyt skalny pod prawą ręką”, poczuł nagle jej dotkliwy ból, wywołany skurczem. Dłoń rozwarła się, nim mężczyzna zdołał uczepić się skały. Poleciał 30 m w dół, pociągając za sobą połączonego z nim liną Szulakiewicza. Lina zatrzymała obu na skalnym bloku, u jednego końca Janka, u drugiego – Staszka. Pod nimi zaś rozpościerała się czarna przepaść.
Jarzyna miał więcej szczęścia. Choć mocno poobijany, był w stanie się poruszać, w przeciwieństwie do Szulakiewicza. Ulewny deszcz tłumił głos jego sygnałowej świstawki, w którą dął z całych sił, wzywając pomocy. W końcu ruszył po nią sam, wcześniej zabezpieczywszy rannego kolegę. Jarzyna potrafił dokonać niezwykłego czynu – pisał historyk taternictwa Wawrzyniec Żuławski – mimo potłuczeń, mimo niewątpliwego wstrząsu po wypadku, mimo coraz to pogarszającej się pogody zejść samotnie, bez asekuracji poprzez urwisko Małego Jaworowego i w niezwykle szybkim tempie odbyć wielogodzinny, wytężający marsz do dalekiego schroniska przy Morskim Oku. Wreszcie Jan dotarł do celu i telefonicznie wezwał na ratunek toprowców, po czym ostatkiem sił wrócił na miejsce wypadku.
Na czele ratowników szedł niedawny sportowy rywal Jarzyny: Zaruski, nazywany „hetmanem Tatr”. Ten wielki propagator taternictwa i jazdy na dwóch deskach prowadził pierwsze kursy narciarskie pod Reglami, na Gubałówce i na Żywczańskiem, a wraz z Henrykiem Bobkowskim napisał Podręcznik narciarstwa według alpejskiej szkoły jazdy. Chciał zapewnić turystom bezpieczeństwo na górskich szlakach, dlatego był gorącym orędownikiem stworzenia Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego; dzięki jego staraniom powstało ono 29 października 1909 r. Teraz jako naczelnik TOPR-u Zaruski spieszył wraz z grupą zaufanych ludzi na pomoc Szulakiewiczowi. W wyprawie – jak przypomina Wojciech Bajak – uczestniczyło zresztą jeszcze przynajmniej dwóch narciarzy pokonanych w marcu przez Jarzynę na stokach wznoszących się nad Halą Goryczkową. Stanisław Zdyb, który w czasie wyprawy na Mały Jaworowy Szczyt znajdował się w zespole poszukiwawczym z Zaruskim i legendarnym przewodnikiem Klimkiem Bachledą, a także Henryk Bednarski. Popularny „Bednarz” w marcu przegrał finał biegu seniorów z Richardem Gerinem. W tych zawodach doprowadził pewnie zarazem do palpitacji serca sporą grupę widzów. Rywalizację zakończył bowiem na pasterskim szałasie, który wykorzystał… jako skocznię narciarską.
Akcja kierowana przez Zaruskiego miała jednak tragiczny finał: Szulakiewicza znaleziono martwego, a 61-letni Klimek Bachleda – „król tatrzańskich przewodników” – zginął w górskich czeluściach, porwany przez lawinę kamieni. Jarzyna cały czas wspierał ratowników, wskazując im właściwą trasę marszruty za pomocą specjalnych sygnałów. Wszyscy byli już ostatecznie wyczerpani – opowiadał. Dni spędzone w skale, noce przy gasnącym w deszczu ognisku, napięte do ostateczności nerwy – to było ponad ludzkie siły. Cała akcja ratunkowa dowiodła, jak głęboka więź łączy ludzi miłujących góry i pęd na nartach. Tatry okazały się dla nich nie tylko areną sportowych wyczynów, lecz także niebezpieczną pułapką, z której wyjście warunkowały wcześniejsza zaprawa, wytrzymałość i tężyzna fizyczna, zdobyta dzięki sportowemu wysiłkowi.
Przekonał się o tym Jarzyna, podziwiając odwagę i poświęcenie tak doświadczonego narciarza jak Zaruski i jego współtowarzysze spod znaku TOPR, z którymi jeszcze niedawno ścigał się podczas I Międzynarodowego Dnia Narciarzy w Zakopanem. Przeżywszy wstrząs po śmierci Szulakiewicza, Jan już więcej nie próbował wspinaczki w Tatrach. Niemniej narciarstwo pozostało jego wielką pasją i nie zrezygnował z niego. W 1911 r. dał popis swoich umiejętności podczas zagranicznych zawodów w austriackim Bad Mitterndorf – zajął drugie miejsce w biegu juniorów na dystansie 7 km. Okazał się również znakomitym skoczkiem narciarskim: w 1913 r. jako pierwszy Polak wygrał konkurs skoków narciarskich, który odbył się prawdopodobnie w miejscowości Reichenau an der Rax w Austrii. Został też rekordzistą ziem galicyjskich w długości skoku, kiedy 2 lutego 1914 r. na Kalatówkach poszybował na odległość 15 m. W tym samym roku tryumfował także w zmaganiach toczących się pod patronatem Wojskowego Oddziału Narciarskiego XI Korpusu w Worochcie. Rywalizowano wówczas w biegu, zjeździe oraz skokach, a Jarzyna sięgnął po srebrny puchar. Podczas Mistrzostw Karpat w Sławsku okazał się niezwyciężony zarówno w biegach, jak i w skokach, a w biegu narciarskim z przeszkodami, organizowanym przez Karpackie Narciarskie Towarzystwo Zabaw Ruchowych, stanął na trzecim stopniu podium. Największą wartość miał jednak dla niego udział w I Memoriale Szulakiewicza, kiedy to, chcąc oddać hołd nieżyjącemu przyjacielowi, próbował pobić rekord trasy z Trościana do schroniska w Sławsku. Na liczącym 6 km szlaku – przypomina Wojciech Bajak – zdołał ostatecznie przebić wynik poprzednika o 3 minuty i 35 sekund. W ten sposób mógł zamknąć symbolicznie etap w swym życiu związany z wydarzeniem na Jaworowym Szczycie, tak bardzo rzutującym na jego losy.