Po długim okresie słabych wyników na międzynarodowych arenach polscy koszykarze w ostatnich latach mają dobry czas. Udany start w mistrzostwach świata w Chinach w 2019 r. i czwarte miejsce na mistrzostwach Europy w 2022 r. dają nadzieję, że biało-czerwoni po kilkudziesięciu latach nieobecności zameldują się na igrzyskach.
Początki dyscypliny w Polsce
Największą ekspansję nad Wisłą koszykówka zanotowała w latach 20. i 30. XX w., gdy została sportem szkolnym i akademickim. Właśnie wtedy powstały pierwsze koszykarskie sekcje, m.in. w Poznaniu, Łodzi, Warszawie i Krakowie. Kolejnym krokiem w rozwoju były mistrzostwa kraju. Pierwsi o tytuł rywalizowali mężczyźni. W 1928 r. złote medale wywalczyli gracze Klubu Sportowego „Czarna Trzynastka” z Poznania, którzy w decydującym meczu pokonali Varsovię Warszawa 22:9.
W 1928 r. Tadeusz Chrapkowski zainicjował powstanie Polskiego Związku Gier Sportowych, który od tej pory przejął pieczę nad koszykówką. Sześć lat później Polska wstąpiła w struktury Międzynarodowej Federacji Koszykówki (FIBA), otwierając sobie bramy do rywalizacji międzypaństwowej.
Pierwsze kroki reprezentacji
W lutym 1935 r. w Tallinnie męska reprezentacja rozegrała swój pierwszy międzynarodowy mecz. Debiut nie należał do udanych: Polska przegrała z Estonią 19:47. „Przegląd Sportowy” tak pisał o porażce: Gospodarze byli zespołem lepszym, ale nie w tak rażącym stopniu, jak ilustruje to wynik. Przysłużyli się temu w głównej mierze obaj sędziowie: Macht i Waho, którzy prowadzili grę w sposób skandaliczny. Nie była to nawet stronniczość, ale raczej nieznajomość przepisów.
Ponadto podkreślano, że miejsce, w którym rozegrano mecz, zupełnie się do tego nie nadawało – było zbyt małe, na domiar złego publiczność stała niemal na boisku, co ewidentnie przeszkadzało zawodnikom. Z perspektywy czasu można by rzec: „pierwsze śliwki robaczywki”, gdyż w ciągu kolejnych czterech lat reprezentanci Polski dokonali ogromnego postępu.
Jedyni Europejczycy w strefie medalowej
W 1936 r. koszykówka została sportem olimpijskim. Rywalizacja w Berlinie toczyła się w systemie pucharowym, w którym przegrany mógł wrócić do gry pod warunkiem wygranej w rundzie pocieszenia. Polacy zostali jednymi z największych beneficjentów tego rozwiązania: w pierwszym meczu przegrali z Włochami, ale w rundzie pocieszenia zwyciężyli z Łotwą (28:23) i awansowali do kolejnej fazy turnieju. Tam pokonali Brazylijczyków (33:25), a potem, po informacji, że Peruwiańczycy oddają mecz walkowerem, biało-czerwoni zameldowali się w strefie medalowej. I byli w niej jedynymi Europejczykami!
Bój o finał z Kanadyjczykami skończył się sromotną przegraną Polaków – 15:42. Po jego zakończeniu w „Przeglądzie Sportowym” pisano: Ogólne wrażenie: nie byliśmy wprawdzie dla Kanady równorzędnym przeciwnikiem, ale nawet w takim ciężkim meczu potrafiliśmy zaakcentować swe umiejętności.
W meczu o brązowy medal biało-czerwoni znów musieli uznać wyższość rywala – mecz z Meksykiem zakończył się przegraną 12:26.
Europejska czołówka
W maju 1937 r., niecały rok po igrzyskach w Berlinie, koszykarze pojechali na mistrzostwa Europy. Organizowane w Rydze zawody rozpoczęli od potknięcia w meczu grupowym z Francją, ale potem było lepiej. Ostatecznie z debiutu w EuroBaskecie Polacy wrócili – tak jak z igrzysk – jako czwarta drużyna.
W trzeciej edycji europejskiego czempionatu, rozegranej w ostatnich dniach maja roku 1939, Polacy wreszcie dopięli swego. Podopieczni Walentego Kłyszejki zdobyli brązowy medal. Sukces odnieśli w trudnych warunkach: niedługo przed wyjazdem do Kowna drużyna liczyła zaledwie czterech graczy. Wiele lat później tak opisał tę sytuację jeden z zawodników owych mistrzostw, Bohdan Bartosiewicz: Na Litwę pojechaliśmy praktycznie bez żadnych przygotowań. Na zgrupowanie w Warszawie stawiło się początkowo tylko trzech zawodników z Polonii. Gdy dołączył czwarty – Zbigniew Resich z Cracovii, prasa napisała: „teraz mogą już grać w brydża”. Potem przyjechało dwóch ze Lwowa, po kilku dniach szóstka poznaniaków z kapitanem drużyny Florianem Grzechowiakiem, a już na peronie, gdy odjeżdżaliśmy do Wilna, dołączył z Krakowa Paweł Stok.
Pomimo braku przygotowania Polacy zagrali kapitalny turniej. Trzecie miejsce wywalczone zostało ciężko, jednakże zupełnie zasłużenie. Do ostatniego dnia Polska kroczyła z jedną tylko przegraną – a więc najbardziej równomiernie. Z Łotwą mamy jednakową ilość punktów, o trzecim miejscu zdecydował gorszy stosunek koszów – wszystko to ma swoją wymowę – podsumowano w „Przeglądzie Sportowym”.
Odbudowa i medalowe czasy
Po II wojnie światowej reaktywowano Polski Związek Gier Sportowych i skupiono w nim trzy dyscypliny: piłkę ręczną, siatkówkę oraz koszykówkę. Do odbudowy oprócz starych działaczy przystąpiło nowe pokolenie. Już w 1946 r. Polacy zaznaczyli swoją obecność na boiskach, startując w pierwszych powojennych mistrzostwach Starego Kontynentu w szwajcarskiej Genewie.
W 1957 r. utworzono Polski Związek Koszykówki. W 1963 r. do wrocławskiej Hali Ludowej zawitał europejski czempionat. Biało-czerwoni, prowadzeni przez młodego trenera Witolda Zagórskiego, wypadli wyśmienicie. Przez cały turniej lepsza była tylko w finale drużyna ZSRS. Do historii przeszedł półfinałowy pojedynek z Jugosławią, wygrany przez Polaków 83:72. „Dziennik Bałtycki” donosił: Zwycięstwo nad drużyną aktualnego wicemistrza świata to bez wątpienia największy sukces w 50-letniej historii polskiej koszykówki. Wiwatom i brawom nie było końca.
Czas pokazał, że był to początek fenomenalnej serii. W kolejnych edycjach mistrzostw, w ZSRS (1965) i Finlandii (1967), biało-czerwoni też zdobywali medale – w obu przypadkach brązowe. Jeśli dodać do tego fakt, że reprezentanci wyjechali również na igrzyska olimpijskie do Rzymu (1960), Tokio (1964), Meksyku (1968) i RFN (1972) oraz zakwalifikowali się na koszykarski mundial w Montevideo (1967), gdzie zajęli piątą lokatę, można śmiało stwierdzić, że lata 60. i początek lat 70. to najpiękniejszy czas rodzimego basketu.
Stanowisko selekcjonera powierzono Witoldowi Zagórskiemu w 1961 r. Miał wówczas 31 lat, a zatem był niewiele starszy od swoich podopiecznych. Może dlatego potrafił znaleźć z nimi wspólny język? Poza tym wprowadzał innowacyjne jak na tamte czasy metody szkoleniowe – ot, choćby zajęcia na siłowni. W jednym z wywiadów wspominał: Treningi były trudne. To były czasy, że trener biegał z zawodnikami. Ja lubiłem ruch i np. na zgrupowaniach w Zakopanem biegałem z nimi. Czasem dochodziło do śmiesznych sytuacji. Siedzę raz po takim biegu w holu zakopiańskiego COS-u. Słyszę, że jakaś drynda nadjeżdża, a z niej się wysypują Nartowski, Sitkowski i Olszewski. Widząc mnie, spokojnie mówią: możesz nas wyrzucić z obozu, ale my mamy dosyć.
Zagórski powiedział „pas” w 1975 r., po nieudanych kwalifikacjach olimpijskich. W kolejnych latach zakwalifikowanie się do zawodów rangi mistrzowskiej stanowiło dla polskiej drużyny barierę trudną do pokonania. Na igrzyskach ostatni raz zagrała w 1980 r. Do mistrzostw świata biało-czerwoni awansowali dopiero w 2019 r., po 52 latach! W EuroBaskecie też mieli przestoje. Dość powiedzieć, że od 1993 do 2005 r. kadra walczyła w czempionacie kontynentalnym tylko raz: w 1997 r. w Hiszpanii.
Idzie nowe?
W 2007 r., po 10 latach nieobecności, Polacy ponownie zagrali na mistrzostwach Europy w Hiszpanii. Dwa lata później europejskie reprezentacje grały w Polsce. Impreza była udana nie tylko organizacyjnie. Historyczna wygrana w grupie z Litwą, jedną z koszykarskich potęg, w wypełnionej po brzegi, naładowanej pozytywną energią kibiców Hali Ludowej we Wrocławiu otworzyła Polakom drogę do kolejnej rundy. Marcin Gortat, Maciej Lampe, Łukasz Koszarek i spółka dali impuls. Od tego czasu Polska regularnie kwalifikowała się do EuroBasketu, chociaż w samych rozgrywkach nie odnosiła sukcesów.
W 2019 r. Polacy polecieli do Chin na mistrzostwa globu. Już w fazie grupowej zawodnicy wywołali sensację, wygrywając wszystkie trzy mecze. Szczególnie cenne było zwycięstwo nad gospodarzami, odniesione po dramatycznym meczu i dające awans do następnej rundy. Kolejną niespodzianką stało się pokonanie Rosji, dzięki któremu Polacy zameldowali się w ćwierćfinale. Na tym etapie musieli już uznać wyższość Hiszpanów, kolejnej koszykarskiej potęgi. Na koniec ulegli zaś Stanom Zjednoczonym w meczu o miejsca siódme i ósme.
Kolejny świetny turniej Polacy zagrali w 2022 r. Mistrzostwa Europy rozgrywane były wówczas w Czechach, Gruzji, Niemczech i Włoszech. Polska wyszła z grupy, w 1/8 finału pokonała Ukrainę, ale w ćwierćfinałowym starciu z wciąż panującym mistrzem – Słowenią – mało kto dawał biało-czerwonym szansę. Rywale, z gwiazdą NBA Luką Dončiciem, nie potrafili jednak znaleźć sposobu na Polaków. Szczególnie zalazł im za skórę kapitan reprezentacji Mateusz Ponitka, który po meczu powiedział: Graliśmy zespołowo, trzymaliśmy się naszego planu. Chłopacy mi zaufali, uwierzyli moim wskazówkom i jesteśmy w czwórce.
W półfinale Polacy nie sprostali Francji, a w meczu o brązowy medal – Niemcom. Lecz nic nie mogło zgasić euforii, jaka zapanowała wśród fanów nad Wisłą. Byliśmy czwartą drużyną Europy!
Kolejnym wielkim krokiem dla polskiej koszykówki byłby awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu w 2024 r. Pierwszy krok gracze prowadzeni przez Igora Miličicia już wykonali: w sierpniu 2023 r. w PreZero Arenie Gliwice wygrali turniej prekwalifikacyjny, gwarantując sobie start w głównych kwalifikacjach olimpijskich. Czy po 44 latach polska reprezentacja będzie miała okazję znów powalczyć na igrzyskach?