Na polowanie i pole bitwy
Pierwotnie łuk stworzono jako broń dla myśliwych. I to bardzo dawno temu. Świadczą o tym odnalezione przez archeologów wizerunki łuczników z IX w. p.n.e., wyryte w hiszpańskich jaskiniach. W późniejszych czasach umiejętność strzelania z łuku odegrała ważną rolę w wojsku – jako broń dalekiego zasięgu. Świetnie strzelali m.in. starożytni Egipcjanie, nie gorsi byli Asyryjczycy.
W średniowieczu zalety łuku w walce doceniali Anglicy. W czasie wojny stuletniej (1337–1453) łucznicy z Wysp Brytyjskich przechylili szalę zwycięstwa na korzyść swoich wojsk w kilku bitwach. Przykład? W bitwie pod Crécy (1346) zabezpieczyli cięciwy przed wodą, kryjąc je w hełmach, dzięki czemu broń wytrzymała burze i związane z nimi opady. Francuzi, używający kusz, nie mogli tego zrobić.
Z początkiem XIV wieku do użycia weszła broń palna. Był to schyłek łuku jako oręża. O strzelaniu z łuku jednak nie zapomniano. Zajęcie to wymagało przecież tak cennej w walce precyzji, koncentracji czy cierpliwości.
Pierwszą szkołę łucznictwa stworzono w 1545 r. – a jakże! – w Anglii. Roger Ascham, zapalony łucznik i wykładowca, napisał w tym czasie książkę „Toxophilus”, która stała się pierwszym przewodnikiem dla łuczników. Sam Ascham chciał zerwać z tendencyjnym postrzeganiem strzelania z łuku jako zajęcia niegodnego osoby uczonej. Kolejnym ważnym dziełem dotyczącym łucznictwa była książka „The Art of Archerie” Gervase’a Markhama, opublikowana w Londynie w 1634 r.
Z Ameryki Południowej nad Wisłę
Na przełomie XIX i XX wieku łucznictwo sportowe chętnie uprawiali Belgowie i Francuzi. To właśnie reprezentanci tych państw zdobywali tytuły pierwszych mistrzów olimpijskich – dyscyplina ta znalazła się bowiem w programie igrzysk olimpijskich w Paryżu (1900). Jeszcze do 1920 r. sportowcy naciągający cięciwę byli stałymi bywalcami igrzysk. W 1924 r. łucznictwo zniknęło jednak z igrzysk na długie 52 lata. Dopiero w Monachium (1972) MKOl przywrócił rywalizację olimpijską w tym sporcie.
Polskie łucznictwo sportowe liczy sobie ponad 100 lat. W okresie międzywojennym nasi rodacy mocno pracowali nad popularyzacją i organizacją tej dyscypliny. Szczególnie wyróżniali się dwaj członkowie Związku Strzeleckiego: kpt. dypl. Mieczysław Fularski oraz por. Apoloniusz Zarychta. Strzelania nauczyli się od plemion indiańskich podczas pobytu w Ameryce Południowej. W 1926 r. Zarychta postanowił przelać swoją wiedzę na papier – i tak powstał pierwszy podręcznik łucznictwa w języku polskim pt. „Łuk i łucznictwo”. Autor, słusznie zresztą, zauważał: Istotna wartość łucznictwa polega na jego zaletach gimnastycznych najzdrowszego sportu lekkoatletycznego. Może go z powodzeniem stosować mężczyzna, zarówno jak kobieta i dziecko. Przy tym sport łuczny posiada wiele innych ważniejszych przymiotów, wyróżniających go spośród pozostałych gałęzi sportu. Wprawdzie rozwija on najbardziej muskuły górnej części ciała, ale za to w całości i równomiernie, a bez zbytniego natężania serca i płuc.
W 1926 r. utworzono Komisję Organizacyjną Polskiego Związku Klubów Łuczniczych, która miała zająć się organizacją tego sportu nad Wisłą, jego popularyzacją oraz powołaniem krajowej federacji. W 1927 r. powstał Polski Związek Łuczniczy, na którego czele stanął Władysław Giżycki. Utworzono tory łucznicze w trzech dzielnicach Warszawy: w kwietniu 1928 r. powstaje centralny obiekt PZŁucz przy ul. Zielenieckiej, w czerwcu – na terenie WKS ,,Żoliborz” oraz w ogrodzie Saskim. Problemem był brak rodzimego producenta łuków, ale i na tę niedogodność działacze znaleźli sposób. Sprzęt sprowadzili z Anglii i Niemiec. W rezultacie jak grzyby po deszczu mnożyły się kluby z sekcjami łuczniczymi. W marcu 1928 r. było ich już 36!
Polacy? Wzór!
23 sierpnia 1931 r. we Lwowie przy ul. Kleparowskiej nastąpiło uroczyste otwarcie 28. Międzynarodowych Zawodów Strzeleckich, Myśliwskich i Łucznych o mistrzostwo świata. W trakcie imprezy doszło do niezwykle istotnego wydarzenia, i to o znaczeniu globalnym. Przedstawiciele Francji, Czechosłowacji, Polski, USA, Szwecji, Węgier i Włoch założyli Międzynarodową Federację Łuczniczą. Na jej czele stanął Polak, kpt. dypl. Mieczysław Fularski.
Lwowskie mistrzostwa okazały się dla Biało-Czerwonych udane i sportowo, i organizacyjnie. „Przegląd Sportowy” donosił: Zawody główne, wbrew pesymistycznym nastrojom wśród publiczności i niektórych zawodników, rozpoczęły się od samego początku pod znakiem zwycięstw Polski (…). Czwarte mistrzostwo świata dla Polski przypada w zawodach łucznych. Trójbój (30 mtr. + 40 mtr. + 50 mtr.) – wysuwa na czoło Michała Sawickiego za 478 pkt. Drugie miejsce zajmuje Janina Kurkowska-Spychajowa.
Organizacja kolejnych mistrzostw, w ramach wdzięczności za wkład w rozwój dyscypliny, znów przypadła polskiemu miastu. W 1932 r. zawody miała przygotować Warszawa. Polska była wzorem dla reszty łuczniczego świata.
A jak przebiegały zmagania w stolicy? W piątek 12 sierpnia 1932 r. w porannym wydaniu „Kurjera Warszawskiego” w rubryce sportowej dominowały relacje z igrzysk olimpijskich w Los Angeles. Pośród nich, trochę nieśmiało, przebijała się informacja o otwarciu kolejnych mistrzostw świata w łucznictwie.
W czwartek, 11 bm., odbyło się w Warszawie otwarcie międzynarodowych zawodów łucznych, w których biorą udział zawodnicy Belgii, Anglii, Francji, Czechosłowacji i Polski. Uroczystość rozpoczęto od przemówień, a następnie odbyło się oddanie strzałów honorowych. W imieniu Pana Prezydenta Rzeczypospolitej 3 strzały honorowe oddała wicemistrzyni świata, p. Kurkowska. Następnie strzelali członkowie zarządu oraz z każdego państwa po jednym reprezentancie.
W stolicy indywidualne mistrzostwo świata zdobył Belg Laurent Reth. Biało-Czerwoni zajęli kolejne miejsca. Wicemistrzem został Zbigniew Kosiński, a brązowy medal wywalczyła Janina Kurkowska-Spychajowa. Za to w rywalizacji drużyn Polacy nie mieli sobie równych. Mistrzostwo świata zdobyła nasza męska ekipa. Na drugiej pozycji uplasowały się nasze panie.
Spektakularne sukcesy polskich łuczniczek
Nie sposób opisać wszystkich sukcesów rodzimych łuczników w krótkim artykule. Warto jednak wspomnieć, że polskie łucznictwo zdominowały kobiety. Przed II wojną światową absolutną dominatorką była Janina Kurkowska-Spychajowa.
Janina Kurkowska-Spychajowa urodziła się w 1901 r. nieopodal Białegostoku. Treningi łucznicze rozpoczęła, mając 25 lat. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że kilka lat później Janka zostanie królową tego sportu. I to w wymiarze światowym!
Według źródeł Janina Kurkowska-Spychajowa zdobyła łącznie… 64 medale mistrzostw świata! Swój królewski pochód rozpoczęła w roku 1931, a zakończyła – mimo wojennej zawieruchy, podczas której została wywieziona do Niemiec na przymusowe roboty – w Helsinkach w 1955 r. Biła rekordy świata, działała również na rzecz rozwoju łucznictwa w Polsce. W 1956 r. powiedziała dziennikarzowi „Przekroju”, że trenuje nieustannie od 26 lat. Redaktor nazwał ją fenomenem, a Janina odparła: Nie przesadzajmy. To tylko wielkie umiłowanie ruchu, sportu, a przede wszystkim łucznictwa.
Nasza druga wspaniała łuczniczka, już z czasów PRL, to Irena Szydłowska. Była niezwykłą sportsmenką. Taką, która udowodniła, że w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany.
Urodziła się we Lwowie 28 stycznia 1928 r. i od dziecka lgnęła do sportu. Po zakończeniu II wojny światowej, w 1946 r., wzięła udział w swoich pierwszych poważnych zawodach – akademickich mistrzostwach Polski w pływaniu. W 1952 r. poznała smak kolejnej dyscypliny – siatkówki. Grywała nawet w I-ligowych „Budowlanych” Warszawa. Rozsądek podpowiadał jej, że sama aktywność fizyczna chleba nie daje. Dzięki uzyskanemu wykształceniu zdobyła etat w jednej ze spółdzielni farmaceutycznych. Tam poznała byłą łuczniczkę warszawskiej „Syreny”. Współpracowniczka namówiła ją, by spróbowała sił w tej dyscyplinie – 31-letnia wówczas Szydłowska na propozycję przystała. Pierwsze treningi odbywała w towarzystwie dzieci. Upór i konsekwencja doprowadziły ją w 1963 r. do tytułu indywidualnej mistrzyni Polski w wieloboju.
W 1967 i 1971 r. zdobyła drużynowe mistrzostwo świata. W 1972 r. wystąpiła na igrzyskach olimpijskich w Monachium, choć kilka tygodni przed imprezą zakończyła leczenie operowanej ręki. Zaufanie, które przez lata zaskarbiła sobie wśród trenerów, okazało się jej sprzymierzeńcem. Tadeusz Purzycki zabrał ją ze sobą i okazało się to strzałem w dziesiątkę!
10 września 1972 r. 44-letnia Irena Szydłowska została srebrną medalistką olimpijską w czwórboju. Było to zaskakujące, biorąc pod uwagę, że na poważnie zajęła się łucznictwem w wieku, w którym większość sportowców rozmyśla o emeryturze!
Jakby tego było mało, cztery lata później znowu postanowiła rywalizować – w Montrealu. Co prawda zajęła 20. miejsce, ale nie wynik był najważniejszy. Irena Szydłowska udowodniła, że można wiele. Nieważne, czy ma się 20, 40 czy 60 lat. Da się walczyć w każdym wieku, bo taką możliwość daje właśnie łucznictwo.