Home » Rozmaitości » Po trudnej drodze sukces smakuje dwa razy lepiej

Po trudnej drodze sukces smakuje dwa razy lepiej

Czy pozwolić dziecku na lenistwo przed poważnymi zawodami? Czy rodzic może wcielać się w rolę trenera – a może wręcz powinien? Jak przekuć porażkę na sukces, aby młody sportowiec nie stracił wiary w siebie? Odpowiedzi na te pytania szuka Mariusz Ostrowski, psycholog, specjalista do spraw uzależnień, trener, coach.

Kilka lat mordęgi, potu, łez, ale i radości – i nagle nastolatek chce rezygnować ze sportu. Zaczyna się od tego, że opuszcza pojedyncze treningi, potem wagary są coraz częstsze, aż z ust młodego człowieka pada: „Nie chcę już pływać / grać w piłkę / jeździć na nartach”. Dla wielu rodziców to koniec świata.

Najbardziej uderza mnie to, że zmiana planów życiowych młodej osoby miałaby być końcem świata dla rodziców. Odwróciłbym to pytanie i zapytał wprost rodzica: czy dyscyplina sportowa, którą dziecko uprawiało przez tyle lat, była jego marzeniem, czy twoim? To, że ktoś uwielbia narty, nie oznacza, że jego syn bądź córka musi być złotym medalistą w slalomie. Często lekceważymy ważny aspekt: wsłuchiwanie się w potrzeby dziecka, bo uważamy, że dorosły, bardziej doświadczony, przezorny, najlepiej wie, co dla niego dobre. To tak nie działa.

Ale trudno nie przyznać, że rodzic rzeczywiście często wie lepiej.

Nie mówię, że rodzic nie odgrywa żadnej roli w życiu dziecka i jego wyborach. Powinien zmobilizować dziecko do marzeń sportowych, pomóc mu w podjęciu decyzji – ale nie ma podejmować jej za dziecko.

Jak zatem prawidłowo reagować na lenistwo, brak systematyczności, coraz częstsze odpuszczanie sobie wysiłku przez młodego sportowca?

Chwile kryzysu są wpisane w życie i sport. Pamiętajmy, że powody tego „lenistwa” mogą być różne. Ważne, aby wykluczyć, czy grupa nie kpi z zawodnika, czy w szatni nie panuje zła atmosfera. Krytyka ze strony kolegów to potężny bloker. Spokojna, konstruktywna rozmowa z trenerem jest nieunikniona. Z kryzysami walczymy zespołowo. Jeśli już wiemy na sto procent, że powodem niechęci do treningów jest rzeczywiście lenistwo, warto od czasu do czasu odpuścić.

Naprawdę? A samodyscyplina, systematyczność? W sporcie wyczynowym to podstawa!

I tu przechodzimy do sedna: sport uczy, że na sukces trzeba pracować miesiącami, kształtuje w młodej osobie cierpliwość, wytrwałość, nieugiętość. To się wypracowuje krok po kroku.

Sławomir Pliszka, trener KS Olimpia Lublin, w wywiadzie zdradził, że dzieci z Ukrainy, które u niego trenują, charakteryzuje wyjątkowa determinacja. Nawet gdy mają wymówkę, by opuścić trening, nie odpuszczają. Czy taka sumienność to wrodzona cecha, czy można ją wypracować przez sport?

Mariusz Ostrowski: Krytyka ze strony kolegów
to potężny bloker.
Fot. archiwum prywatne

Jak najbardziej da się to wypracować. Wszystko jest w głowie! Ale w opisanej historii wziąłbym też pod uwagę okoliczności: takie zachowanie może być reakcją na stres i sposobem na poradzenie sobie z presją, krytyką, a także z traumą. Poprzez trening młodzi pływacy chcą okazać trenerowi szacunek, wdzięczność za to, że dzięki jego pomocy są daleko od wojny. Dziecko to docenia i chce pokazać, że na to zasługuje. Niesamowita postawa!

Sławomir Pliszka opowiadał też, że lata temu jedna z zawodniczek w jego drużynie nie miała wybitnych predyspozycji czy specjalnych uzdolnień, za to zawziętości – z nadwyżką. Najciężej pracowała, nie opuszczała żadnego treningu – i ostatecznie osiągnęła sukces, zajmowała czołowe miejsca.

To pokazuje, jak ważne jest cierpliwe dążenie do celu. Właśnie tego uczy sport. Sukces ma znaczenie, ale cenniejsza jest droga do niego. Po trudnej drodze sukces smakuje dwa razy lepiej! Pamiętajmy jednak, że aby zawodnik to odczuł, musi mieć wyznaczone cele długo – i krótkoterminowe. Przede wszystkim cel określony wspólnie z trenerem i rodzicem, np. zwiększenie świadomości ciała, kreatywności, panowanie nad sobą w sytuacjach kryzysowych, podnoszenie wiary we własne siły.

Sport ma to do siebie, że gdy osiągniemy jeden cel, to chcemy więcej. Zawodniczka Sławomira Pliszki osiągnęła sukces właśnie tak: najpierw zrealizowała jeden cel, potem kolejny…

Czyli najważniejsze to wyznaczyć sobie cel?

Odpowiem na przykładzie. Opiekowałem się kiedyś niesamowitym młodym tenisistą. Miał na koncie duże sukcesy. Podziwiałem go: zaczynał poranny trening o 6.00, później szkoła o 8.00, po niej znowu trening, spotkanie z psychologiem, siłownia. To codzienny reżim. Sportowcy wyczynowi, którzy będą to czytali, wiedzą lepiej ode mnie, ile trzeba mieć w sobie wytrwałości. Ten tenisista zdradzał mi w rozmowach, że nie potrzebuje imprez, życia towarzyskiego, spotkań z kolegami – nadrabiał to na zgrupowaniach, doceniał, że ma tam okazję spotkać dużo wartościowych ludzi. Rozumiał, że sport wymaga wyrzeczeń. Klucz do funkcjonowania w tak ciężkim sportowym rozkładzie jazdy stanowi właśnie hierarchia wartości – jeśli mamy ustalone cele, wyrzeczenia przestają mieć duże znaczenie.

Dla ludzi młodych istotne jest też to, że sport pokazuje im, że mogą osiągnąć więcej, niż im się wydaje.

Proszę powiedzieć coś więcej na ten temat.

Trener wyznacza zawodnikowi pewne cele. Na początku ich osiągnięcie wydaje się niemożliwe, ale zawodnik w pewnym momencie przekracza granicę, co daje mu pozytywnego kopa. To może być rok z lepszymi życiówkami, pierwszy medal albo idealna forma na przestrzeni ostatnich dwóch lat. I gdy osiągniemy ten cel, wszystko inne przestaje się liczyć. Bo sport to generator pewności siebie. Badania wykazują, że jest on cennym źródłem samodyscypliny i akceptacji swojego ciała. Sport pozwala młodym odczuć pozytywne zmiany, spojrzeć na siebie przychylnie, poczuć się szczęśliwymi. Bo pamiętajmy, że sport przede wszystkim musi uszczęśliwiać.

Dużo pan mówi o sukcesie, lecz przecież najczęściej porażek i przegranych jest więcej niż zwycięstw i triumfów. Jak wobec tego nie utracić samokontroli?

Kryzys, porażka są wpisane w los sportowca. Michael Jordan, legenda koszykówki, w swoim życiorysie napisał ważne słowa: sukces osiąga ten, kto wiele razy przegrał. Porażka to nic innego jak następstwo naszych działań lub ich braku. Sportowiec musi zastanowić się z trenerem, nad którymi aspektami miał kontrolę, a na co nie miał wpływu. Negatywne emocje są w porządku, trzeba pozwolić sobie na smutek czy rozczarowanie – jednak to nie oznacza rezygnacji. Porażka może być przecież rozwojowa.

Jak wobec tego przekuć ją na sukces?

Musimy szukać pozytywów, na zasadzie: okej, to się nie udało, ale trenujemy dalej. Przypomnę historię lekkoatlety Marcina Lewandowskiego. Na igrzyskach olimpijskich w Tokio w 2020 r. przeżył prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Poleciał po medal i tego nie ukrywał – mówił do kamer, że jedynie taki scenariusz bierze pod uwagę. Podziwiałem go za pewność siebie i determinację. Poświęcił wiele i chciał, by ukoronowaniem jego wieloletniej pracy było zwycięstwo na najważniejszych dla każdego sportowca zawodach. Już podczas zgrupowania poczuł ból w łydce, lecz badania nic nie wykazały. Trenował zatem dalej, brał tylko leki przeciwbólowe. Jak się okazało, to był początek problemów. W eliminacjach Lewandowski został popchnięty przez rywala i upadł. Sędziowie zakwalifikowali go do półfinałów, jednak ból i kontuzja łydki nie pozwoliły mu na bieg i o medalu musiał zapomnieć. Podkreślał potem w licznych wywiadach istotną rzecz: że nie pozostaje mu nic innego, jak akceptacja tej sytuacji. Młodzi ludzie muszą się nauczyć traktować porażkę jako wskazówkę, podchodzić do niej z pokorą i większą mobilizacją.

Czy rodzic powinien oceniać, jak jego dziecko zagrało mecz, przebiegło dystans, skoczyło itd.?

Od ocen jest trener. Rodzic jest od wzmocnień pozytywnych: „Stary, ten mecz się nie udał, ale następny będzie lepszy”. Nie można cały czas krytykować i oceniać. Młody zawodnik nie będzie chciał się starać, jeśli będzie przekonany, że tata wszystko ocenia źle. Dlatego radziłbym się powstrzymywać od krytycznych uwag.

Mariusz Ostrowski – absolwent psychologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracuje m.in. z młodzieżą. Zajmuje się też profilaktyką uzależnień i terapią osób uzależnionych.
Fot. archiwum prywatne

Co jeszcze może spowodować blokadę w uprawianiu sportu?

Oczywiście komputer, telefon. Niestety pandemia zatrzymała wielu – i dorosłych, i dzieci – w domu. My, dorośli – świadomi, mądrzy, doświadczeni – nawet nie zauważamy, jak mijają nam kolejne godziny przy gadżetach, więc proszę sobie wyobrazić, jak ciężko walczyć z pokusami młodym ludziom. Od momentu, gdy dziecko zacznie trenować, trzeba ustalić zasady. Jeśli w przejrzysty sposób określimy, co można, kiedy można, a co jest absolutnie zabronione, to unikniemy zbędnych stresów. Zawodnika musi obowiązywać sportowy rozkład jazdy. Jestem przeciwnikiem dotkliwych kar.

Na przykład jakich?

Choćby obcinania kieszonkowego. Gdy rodzic czy trener zobaczy, że młody człowiek nie stosuje się do ustaleń, powinien szukać form, które będą dla niego motywacją, aby nie chciał kręcić i kombinować.

Może jakaś praktyczna rada?

Pewnie! Magiczny koszyk. Zasada nr 1 w sportowym rozkładzie jazdy każdego młodego sportowca: o 21.00 telefon komórkowy ląduje w magicznym koszyku, który wędruje np. do mamy czy wychowawcy. Są też specjalne aplikacje blokujące korzystanie z internetu, np. po dwóch godzinach grania w ulubioną grę. Wiem, że wielu stosuje takie aplikacje, sprawdzają się idealnie.

Czy rozważając wspólnie z dzieckiem to, jaką dyscyplinę sportową może sobie wybrać, powinniśmy kierować się jego cechami charakteru, i doradzać mu np. sport indywidualny bądź gry zespołowe?

Nie ma reguły. Owszem, pewne cechy, takie jak skupienie na sobie, egocentryzm czy konkretny temperament mogą świadczyć o tym, że dana osoba sprawdzi się w sporcie indywidualnym. Jednak z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że wcale nie przeszkadzają w tym, by zostać dobrym zawodnikiem w drużynie.

Skip to content