Rozmowa z Magdaleną Śliwą, siatkarką, rekordzistką pod względem liczby meczów rozegranych w reprezentacji Polski, dwukrotną mistrzynią Europy (2003, 2005)
Jakie były początki pani kariery sportowej?
Wszystko zaczęło się od zajęć SKS w szkole podstawowej, bodajże w czwartej klasie. Rok później byłam już uczennicą klasy o profilu sportowym pod patronatem Wisły Kraków. W liceum grałam jako zawodniczka Wisły i jako siedemnastolatka zadebiutowałam w Ekstraklasie. To było dla mnie wielkie przeżycie, bo niewiele siatkarek ma szansę grać w lidze w tak młodym wieku.
Czyli już w wieku 17 lat zaczęła pani zawodowo uprawiać sport?
Tak. Wymagało to ode mnie wielu poświęceń. Żeby pogodzić naukę z treningami, uczyłam się w szkole zaocznej. Codziennie rano miałam indywidualne treningi na nowej hali treningowej Wisły Kraków. Dziś ten obiekt wygląda zupełnie inaczej, ale doskonale pamiętam okres, gdy oddano go do użytku. Wtedy nie było zbyt wielu hal sportowych w Krakowie. Nie mogłam zagrać na Hutniku, bo to był obiekt zarezerwowany wyłącznie dla męskiej siatkówki, żeńska działała tylko w Wiśle.
Jaka atmosfera panowała wtedy w klubie?
Cała brać wiślacka była jedną wielką rodziną. To były lata 80. i 90. Wszyscy dobrze się znali, chodziliśmy wspólnie na mecze, panowała wspaniała atmosfera! Co roku spotykaliśmy się na wigiliach lub innych uroczystościach. Dzięki tej integracji zawodniczki, którym wcześniej tylko podawałam piłkę, stały się moimi koleżankami z boiska. Tak było z panią Józią Ledwigową czy Romą Karolczyk. Gdy zakończyły karierę, nadal utrzymywały kontakt z klubem i widywałyśmy się właśnie na okolicznościowych spotkaniach.
Wisła w tamtych czasach była dla nas jak dom. Do tej pory wzruszam się, ilekroć wchodzę na teren obiektów klubu. W Wiśle zaczęłam karierę, jako juniorka grałam w podstawowym składzie. Z zespołem juniorek wywalczyłam wicemistrzostwo oraz mistrzostwo w Spartakiadzie. Później kontynuowałam karierę w innych klubach, również za granicą, a gdy po latach wróciłam do Wisły, było to dla mnie wielkie przeżycie. Ten klub do dziś jest bardzo bliski memu sercu.
Czy siatkówka cieszy się popularnością wśród młodych osób?
Tak! Jestem zaskoczona tym, jak wiele dzieciaków chce grać w siatkówkę. W grupie naborowej Wisły jest około 40 dzieci. Dzisiaj siatkówka – zarówno męska, jak i kobieca – cieszy się większą popularnością niż w czasach, kiedy ja trenowałam. Dziś siatkówkę można niemal codziennie oglądać w telewizji. Może nie jest to jeszcze nasz sport narodowy, ale mam wrażenie, że należy do pierwszej trójki – tuż po piłce nożnej i skokach narciarskich. Mimo że nie gram już od paru lat, ludzie w dalszym ciągu rozpoznają mnie na ulicy, pamiętają nasze „Złotka” i sukcesy, które odniosłyśmy.
To właśnie dzięki tym sukcesom Polacy bardziej zainteresowali się siatkówką?
Myślę, że tak, w końcu każdy chce oglądać zwycięstwa. Od dłuższego czasu świetnie funkcjonują też szkoły mistrzostwa sportowego, co roku widać przypływ utalentowanej młodzieży. System szkolenia w tych szkołach działa, co potwierdzają wyniki naszych drużyn – panowie od paru ładnych lat utrzymują poziom i są naszą dumą narodową. Na dziewczyny jeszcze chwilę trzeba poczekać, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.
Przez lata grała pani w wielu halach w Polsce i za granicą. Czy widać różnicę pomiędzy polskimi kibicami a tymi z innych krajów?
Nasi kibice są bardzo pozytywnie zakręceni – takich kibiców jak u nas nie ma nigdzie na świecie! Dość powiedzieć, że za granicą tylko raz zdarzyło mi się zagrać przy pełnej hali kibiców. To było w Turcji, rozgrywałyśmy mecz o mistrzostwo Europy. Trybuny były jednak nieduże, nie sposób porównać tamtego obiektu do naszej Tauron Areny. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że w Polsce zawsze gra się przy pełnych halach. Nawet moi znajomi, którzy nigdy nie uprawiali sportu, regularnie kupują bilety na mecze siatkówki. Ludzie kochają nie tylko sport, ale też atmosferę, która panuje na hali. Kibice są niezwykle radośni, lubią się przebierać. To dzięki nim każdy mecz staje się prawdziwym świętem siatkówki. Dla zawodnika ma to olbrzymie znaczenie, bo gramy nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla kibiców – to dla nich jest to całe show.
Atmosfera na trybunach pomaga poradzić sobie z presją?
Każdy zawodnik inaczej odbiera emocje z zewnątrz. Często pytano mnie, czy słyszałam śpiew kibiców albo to, jak krzyczano do mnie z trybun. Tyle że ja zawsze się wyłączałam. Nie przeszkadzało mi to, co działo się na widowni, i skupiałam się na grze. Mimo to zupełnie inaczej gra się na hali, która tętni życiem, niż na takiej, która jest cicha i dość pusta.
Czy któryś obiekt sportowy zrobił na pani szczególne wrażenie?
Każdy obiekt sportowy ma swoją duszę. Ilekroć wchodzę na dowolną halę lub stadion piłkarski, czuję, że jest to świątynia sportu, że to miejsce tętni życiem. Hala to w końcu nasze miejsce pracy, jest dla nas niemal jak dom. Mam niezwykły sentyment do Wisły i zawsze czuję dreszczyk emocji, gdy ją odwiedzam.
W jaki sposób spędza pani dziś czas wolny?
Uwielbiam spacerować, zwłaszcza jak jest ciepło, a moim ulubionym miejscem wędrówek są okolice Ojcowa. Są tam piękne krajobrazy! Bardzo lubię też Las Wolski, spaceruję od Kopca Kościuszki do Kopca Piłsudskiego, zahaczając po drodze o zoo.
Których sportowców ceni pani szczególnie?
Moimi idolkami były Lidia Pozłutko i Lucyna Kwaśniewska. Uwielbiałam je! Grały na dwóch różnych pozycjach, ale były dla mnie wzorem do naśladowania, a potem zostały moimi koleżankami na boisku. Jako młoda dziewczyna podawałam im piłki na meczach Wisły i przy okazji oglądałam rozgrywki, zwłaszcza że drużyna Wisły Kraków walczyła wtedy o medale. Żałuję tylko, że nie miałam okazji zobaczyć Józi Ledwigowej na boisku – jej karierę znam jedynie z opowiadań i książek. Dziś można od rana do wieczora śledzić czyjeś osiągnięcia, kiedyś tak nie było…
Jak to się stało, że pani córka jest również siatkarką?
Cała nasza rodzina ma związek ze sportem i w takim otoczeniu dorastała moja córka. Nie chciałam się z nią rozstawać, więc zabierałam ją na zgrupowania reprezentacji – a te niekiedy trwały pół roku! Piłka od najmłodszych lat była więc jej ulubioną zabawką. Siatkówka tak się jej podobała, że gdy trzygodzinny trening dobiegał końca, córka była zdziwiona, że to już koniec. W końcu sama zdecydowała, że chce trenować – i tak się zaczęło. Jestem z niej dumna i cieszę się z jej wyboru, bo uważam, że sport to coś pięknego, a do tego kształtuje charakter – zawodnik spotyka się z różnymi problemami, z którymi musi sobie poradzić.
Jak przez lata zmieniły się możliwości uprawiania sportu amatorskiego i profesjonalnego?
Dziś możliwości jest wiele. Mamy kluby sportowe z tradycjami, organizacje i stowarzyszenia, które prowadzą zajęcia i organizują zawody. Mamy orliki, na których mogą trenować i dzieci, i dorośli, są siłownie na wolnym powietrzu, ścieżki rowerowe… Dziś łatwiej uprawiać sport, ale też go oglądać. Oczywiście to, czy dziecko zacznie uprawiać sport, zależy tylko od niego. Z pewnością niemałe znaczenie ma środowisko – to, czy znajomi wolą umówić się, by pograć w piłkę, czy raczej wolą komputer lub wyjście do kina.