Zdobyła 8 spośród 14 ośmiotysięczników. Była pierwszą Europejką i Polką na Mount Evereście – najwyższym szczycie Ziemi, a także pierwszą kobietą na świecie i pierwszą osobą z Polski na K2. Życie smakuje najlepiej wtedy, gdy można je stracić – mawiała. Powtarzała też, że zginie w górach. Tak się stało.
Romantyzm buntu
Wanda Rutkiewicz urodziła się 4 lutego 1943 r. w Płungianach, w majątku dziadków na terenie dzisiejszej Litwy. Jej ojciec, Zbigniew, był władającym czterema językami inżynierem, wynalazcą i sportowcem – pływakiem, gimnastykiem i judoką. Matka, Maria, interesowała się buddyzmem, jogą i kulturami Wschodu. Jako trzylatka Wanda przybyła z rodziną do stolicy Dolnego Śląska w ramach repatriacji. Mieszkaliśmy we Wrocławiu, w parku Szczytnickim. Uprawianie sportu w takich warunkach było łatwe. Zimą – łyżwy na stawie i narty na stokach wrocławskiego „Chimborazo”, latem – skoki wzwyż, gimnastyka akrobatyczna na polankach parkowych i pływanie na basenach Stadionu Olimpijskiego – wspominała.
Była błyskotliwa, zdolna i niezrównana w zajęciach sportowych. Pchała kulą, rzucała oszczepem i dyskiem, skakała w dal, jeździła konno, biegała. Grała w szkolnych przedstawieniach. Uwielbiała przedmioty ścisłe: matematykę i logikę. Już w jedenastej klasie nie miałam żadnych wątpliwości, co będę robić, czego szukać… (…) Wiedziałam, że pójdę na politechnikę, wiedziałam, że wybiorę maszyny, wtedy to się nazywało cyfrowe. (…) Dla mnie krył się w tych pozornie technicznych studiach olbrzymi romantyzm wyzwolenia się, jakiegoś buntu przeciwko wszystkiemu, co było ustalone – opowiadała. Szkołę średnią ukończyła przed 17. rokiem życia, a pracę magisterską obroniła w wieku 22 lat na Wydziale Łączności Politechniki Wrocławskiej. Na studiach grała w pierwszoligowej drużynie siatkarskiej – miała nawet wejść do kadry na igrzyska olimpijskie w 1964 r. w Tokio. Brała również udział w rajdach samochodowych.
Silniejsza okazała się jednak miłość do gór. Kiedy wspinała się w Sudetach, w masywie Gór Sokolich, poczuła, że właśnie to chce robić już zawsze: Odnalazłam coś dla siebie i wiedziałam, że przy tym pozostanę. Ukończyła Szkołę Taternictwa na Hali Gąsienicowej. Wspinała się w Tatrach, gdzie wzbudziła podziw środowiska taterników przejściem drogi przecinającej urwiska wschodniej ściany Mnicha. Potem przyciągnęły ją Alpy, Pamir, Hindukusz, Kaukaz.
„Nie do przeżycia”
W masywie Mont Blanc i w Norwegii Wanda Rutkiewicz wspinała się w zespołach całkowicie kobiecych. W pierwszej żeńskiej ekipie, z Krystyną Palmowską i Anną Czerwińską, weszła też na Nanga Parbat. Było dla niej ważne, by kobiety zaistniały we wspinaczce wysokogórskiej na własnych zasadach, nietraktowane jako bierne uczestniczki wypraw, za które decyzje podejmują mężczyźni. W wieku 32 lat wspięła się na swój pierwszy ośmiotysięcznik: Gaszerbrum III.
16 października 1978 r. alpinistka zdobyła Mount Everest jako członkini niemieckiej wyprawy i pierwsza spośród polskich wspinaczy. Atak na szczyt trwał 6 godz. i 15 min. Ostatnie 50 m Wanda Rutkiewicz przeszła bez maski tlenowej, której wlot pokrył się lodem. Osiągnięcie przepełniło ją radością tak wielką, że nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Po zejściu wydawało mi się, że to nawet nie ja, że to nie był najwyższy szczyt. Jakoś wszystko było takie normalne, a jednocześnie nie do uświadomienia, nie do przeżycia – opowiadała po powrocie do Polski.
Poważny wypadek przytrafił się Wandzie Rutkiewicz w 1981 r. podczas wspinaczki na najwyższy szczyt Kaukazu, Elbrus. Kolega z ekipy pośliznął się i spadł na nią, przez co i ona spadła. Przypłaciła to otwartym złamaniem kości udowej. Już rok później przeszła o kulach lodowiec Baltoro w Karakorum, by dotrzeć do bazy pod K2. Ale sam szczyt zdobyła dopiero 23 czerwca 1986 r., jako pierwsza kobieta i pierwsza spośród Polaków. Godzinę po Wandzie Rutkiewicz na szczyt weszła francuska alpinistka Liliane Barrard, która wraz z mężem zginęła w trakcie zejścia. Latem 1986 r. życie straciło tam aż 13 himalaistów.
Własna droga
Austriacki alpinista i pionier himalaizmu Kurt Diemberger mówił o Wandzie tak: Konsekwentnie robiła swoje, niezależnie od tego, co jej radzono, co jej mówiono. Za symboliczną datę śmierci polskiej himalaistki uznano 13 maja 1992 r. Zaginęła dzień wcześniej podczas wyprawy na Kanczendzongę, trzeci pod względem wysokości szczyt świata. Jako ostatni widział ją meksykański himalaista Carlos Carsolio. Odpoczywała wtedy w lodowej grocie na wysokości 8300 m, w tzw. strefie śmierci. Była zmęczona, ale twierdziła, że się prześpi, a rankiem zaatakuje szczyt. Carsolio nie wierzył jednak, że jeszcze ją zobaczy. Jako 49-latka nie była już tak sprawna jak kiedyś, ponadto była odwodniona i wymiotowała. Skończyły jej się też zapasy jedzenia i wody. Temperatura wynosiła –30°C, a siła wiatru około 100 km/h. Ciała Polki nigdy nie odnaleziono, a zagadka jej śmierci prawdopodobnie już nie zostanie rozwikłana.
Himalaizm pozwalał Wandzie Rutkiewicz docenić smak zwyczajnego życia: Czasami myślę, że wspinam się dlatego, aby przekonać się, jak droga jest mi nasza szara codzienność. Wracając, poznaję, jak smakuje kubek gorącej herbaty po dniach pragnienia, sen po wielu nieprzespanych nocach, spotkanie z przyjaciółmi po długiej samotności, cisza po godzinach przeżytych w przeraźliwej wichurze. Dla Reinholda Messnera, pierwszego zdobywcy Korony Himalajów (czyli 14 ośmiotysięczników: 10 szczytów w Himalajach i 4 w Karakorum), Rutkiewicz była wielka: Wanda była nie tylko największą himalaistką swoich czasów. Zdołała w pełni zaistnieć obok słynnych polskich mężczyzn – wybitnych wspinaczy, którzy przez dziesięciolecia wyznaczali szlak zdobywania ośmiotysięczników. I to jako kobieta! Wandzie należy się także wielki szacunek za jej idee, jej dalekowzroczność oraz za odwagę, aby iść własną drogą.