W lutym 1997 r. w słowackim Osrblie rozegrano 32. mistrzostwa świata w biathlonie. Indywidualnie Polacy zajęli odległe miejsca, ale w biegu drużynowym odnieśli sukces: wywalczyli brązowy medal. Członkami tamtej kadry byli bracia Jan i Wiesław Ziemianinowie.
Nikt się tego nie spodziewał, bo starty indywidualne nie napawały optymizmem. Na biathlonowych mistrzostwach globu w pierwszych dniach lutego 1997 r. biało–czerwoni byli gdzieś z tyłu; nawet Tomasz Sikora, indywidualny mistrz świata z Anterselvy (1995), w Osrblie uplasował się poza pierwszą dziesiątką. Do biegu drużynowego Polacy przystąpili w składzie: Jan Ziemianin, jego młodszy brat Wiesław, Tomasz Sikora i Wojciech Kozub. Po pierwszym strzelaniu, które bracia Ziemianinowie wykonali wzorowo, nadzieje w polskiej ekipie wzrosły. Podopieczni Aleksandra Wierietielnego po strzelaniu w pozycji leżącej zajmowali drugie miejsce, ustępowali jedynie faworyzowanym Rosjanom.
Sikora i Kozub na strzelnicy pomylili się trzykrotnie, lecz nawet to nie podcięło Polakom skrzydeł. Pobiegli niesłychanie szybko; starszy Ziemianin stwierdził potem, że nigdy wcześniej nie biegł w takim tempie. Z Białorusinami i Niemcami Polacy nie mieli szans, ale Norwegów wyprzedzili. A także Rosjan, którzy w drugiej części rywalizacji pudłowali na potęgę. Trzecie miejsce Polaków stało się faktem. Już na mecie Jan Ziemianin, zwany „Dziadkiem”, nie krył wzruszenia: Osiemnaście lat morderczej pracy za mną, już myślałem, że nigdy nie stanę na podium. Pierwszy raz na mistrzostwa świata przyjechał mój ojciec i od razu oglądał taki sukces. Płakał zresztą jak bóbr. A mama w domu w Kasinie także na pewno szalała ze szczęścia.
„Dziadek”, polski chorąży
Jan Ziemianin przyszedł na świat 19 maja 1962 r. w Mszanie Dolnej. Na sportową drogę wkroczył w 1979 r. w SKS Turbacz Mszana Dolna – klubie, którego barwy reprezentował do roku 1990. Potem były Dynamit Chorzów i WKS Legia Zakopane.
Uchodził za człowieka spokojnego, a w jego dyscyplinie taka cecha mogła być przydatna. W ciągu całej kariery zdobył 14 tytułów mistrza kraju. Nieobce były mu również biegi klasyczne; w 1988 r., na krajowym czempionacie, zajął drugie miejsce w biegu na 50 km.
W 1992 r. „Dziadek” wziął udział w igrzyskach w Albertville. Miał wtedy 30 lat, a zatem był to późny olimpijski debiut. W pierwszej konkurencji, sprincie na 10 km na trasie w Les Saisies, zajął 29. pozycję na 94 biathlonistów.
W Albertville Jan biegł także w sztafecie. Na drugiej zmianie wyprowadził nawet Polaków na 7. miejsce. Ostatecznie polski zespół dobiegł 9. na 21 startujących ekip. W ostatniej konkurencji olimpijskiej, biegu indywidualnym na 20 km, zajął 32. lokatę.
Dwa lata później olimpijską rywalizację toczono w Lillehammer, na Birkebeineren Skistadion. Do Norwegii pojechała wówczas nowa generacja naszych biathlonistów. Tomasz Sikora, niezwykle zdolny junior, oraz młodszy brat Jana, Wiesław, zbierali cenne doświadczenie. I już kilka tygodni po zakończeniu igrzysk w fińskiej miejscowości wspólnie z Janem Ziemianinem wywalczyli tytuł wicemistrzów Europy. Polacy ustąpili tylko Rosjanom.
W 1995 r. we włoskiej Anterselvie Sikora został mistrzem świata w biegu indywidualnym. Następnie zdobył wspomniany brązowy medal w sztafecie na mistrzostwach świata. Nad Wisłą rosła popularność biathlonu, ludzie z uwagą śledzili poczynania zawodników. Nic dziwnego, że przed kolejnymi zimowymi igrzyskami olimpijskimi – w Nagano (1998) – to właśnie przedstawicieli tej dyscypliny wskazywano jako polskie nadzieje medalowe.
Do Nagano Jan Ziemianin jechał jako 36-latek. Przypadł mu w udziale zaszczyt bycia chorążym polskiej reprezentacji. Dumnie prowadził koleżanki i kolegów, niosąc biało-czerwoną flagę. A potem wystartował w sztafecie 4 × 7,5 km.
Teraz to mogę powiedzieć – wystartowałem z lekką obawą. Cały sezon miałem jakieś choroby, kontuzje. W indywidualnych biegach nie startowałem i normalnie bałem się, że mogę zawalić. Narty na szczęście dobrze jechały, więc pilnowałem tylko, żeby celnie strzelać. Udało się. Doładowałem tylko raz, w pozycji stojącej. Na ostatnim okrążeniu zrobiła się grupka: ja, Francuz, Włoch i Łotysz Upenieks, który miał jedną rundę karną, ale dyktował mocne tempo. Dobiegłem do zmiany na 6. miejscu – relacjonował „Dziadek” już po zakończeniu rywalizacji.
W Japonii Polacy zajęli znakomitą piątą pozycję. Dla Jana Ziemianina był to ostatni olimpijski występ. Karierę zawodniczą zakończył po sezonie 1998/1999. Został trenerem i popularyzatorem biathlonu.
Najlepszy na pierwszą zmianę
W Lillehammer i Nagano Jan biegał i strzelał razem z bratem. Wiesław Ziemianin, bo o nim mowa, jest młodszy o osiem lat. Podobnie jak Jan, on też związał swoje życie z biathlonem. Zaczynał w 1987 r. w SKS Turbacz Mszana Dolna, karierę zakończył w 2009 r. w BKS Wojsko Polskie Kościelisko. Zazwyczaj to od niego trenerzy reprezentacji rozpoczynali ustalanie składu w sztafecie. I zwykle na tych pierwszych zmianach biegał wybornie.
Na krajowym podwórku Wiesław nie zdobył tylu tytułów co brat, lecz osiem złotych medali mistrzostw Polski też robi wrażenie. Za to na arenie międzynarodowej może poszczycić się większymi sukcesami: brał udział w mistrzostwach Europy w 1994 r. i mistrzostwach świata w 1997 r. Podobnie jak brat wywalczył w nich srebro i brąz. Był również członkiem polskiej kadry olimpijskiej na igrzyska w Nagano. Sikora stwierdził nawet, że na pierwszej zmianie tamtej sztafety Wiesław wysoko zawiesił poprzeczkę. Młodszy Ziemianin tak mówił o starcie w Japonii: Z początku biegło mi się ciężko. Pierwsze strzelanie dobrze, ale na „stójce” musiałem doładowywać. Ostatnie kilometry biegłem już na „maxa” i skończyłem na czwartym miejscu. To był mój najlepszy bieg w tym sezonie.
W 2002 r. Wiesław pojechał na igrzyska do Salt Lake City, a cztery lata później – do Turynu. Tam 21 lutego 2006 r. wystartował na pierwszej zmianie sztafety
4 × 7,5 km. Na strzelnicy spudłował tylko raz. Biegł dobrze. Na tyle dobrze, że Polacy po jego zmianie zajmowali piąte miejsce. Po nim ruszył Tomasz Sikora, który wyprzedził jeszcze dwie reprezentacje. Ale na trzeciej zmianie Michał Piecha zaliczył bardzo słabe strzelanie i koniec końców biało-czerwoni spadli na 13. miejsce.
Wiesław Ziemianin miał świetne wyniki w mistrzostwach Europy. W 2001 r. we francuskim Haute-Maurienne zaczął rywalizację od biegu indywidualnego na 20 km. Na strzelnicy pomylił się jedynie raz i do trzeciego Gaëla Poirée z Francji stracił trochę ponad 8 sek. Jednak już dzień później razem z Sikorą, Kozubem i Toporem wywalczył tytuł wicemistrzowski. W „Kibicu” pisano, że Ziemianin (…) był drugi w biegu na 10 km seniorów – złotym medalistą został Francuz Vincent Defrasne, a brązowym Ukrainiec Wiaczesław Derkacz, a dzień później stoczył z rywalami dramatyczny bój w rywalizacji 12,5 km na dochodzenie. Zakopiańczyk nie dogonił Defrasne, ale dał się pokonać tylko atakującemu z siódmej pozycji Niemcowi Michaelowi Greisowi i znów stanął na podium.
Wiesław Ziemianin był też członkiem srebrnej sztafety, która w Zakopanem w 2000 r. zdobyła wicemistrzostwo Starego Kontynentu. Po odebraniu medalu żartował: Mieszkam niedaleko Kościeliska i nie ukrywam, że w czasie mistrzostw chodzę do domu „na dokarmianie”. Może dzięki temu miałem tyle energii.
Ostatni – brązowy – medal mistrzostw Europy młodszy z braci wywalczył w 2004 r. w Mińsku. W tym samym czasie świat sportu usłyszał o jego geście wobec kolegi z kadry. W Oberhofie Tomasz Sikora został indywidualnym wicemistrzem świata. Ziemianin pożyczył mu wtedy narty.
Testowaliśmy narty z Tomkiem i moje wtedy jechały znacznie lepiej. Powiedziałem mu, że ja po tych wszystkich podróżach nie mam szansy na nic, choć byłem w niezłej formie. Zaproponowałem mu wówczas, by wziął moje narty. I tak się stało, a potem na nich pobiegł po medal – wspominał Ziemianin.
Trzy lata później zakończył karierę. Pojechał jednak na kolejne zimowe igrzyska, do Vancouver – jako serwismen.