– To jeden z najcięższych sportów świata. Trzeba mieć silną głowę i psychikę. Kolarzem jest się 24 godziny na dobę – powiedział kiedyś kolarz szosowy Bartosz Huzarski. Polacy bardzo szybko pokochali kolarstwo. Pierwszy światowy sukces odnieśliśmy na igrzyskach w Paryżu w 1924 r., kiedy czwórka kolarzy torowych – Franciszek Szymczyk, Jan Łazarski, Józef Lange i Tomasz Stankiewicz – zdobyła pierwszy w polskiej historii olimpijski medal (srebrny). Jednak najlepsze lata dla tego sportu w naszym kraju nadeszły pół wieku później.
Wojownicy peletonu
Złota era polskiego kolarstwa przypadła na lata 70. XX w.: – Kolarstwo było wtedy w Polsce zjawiskiem. W maju, gdy zawsze jechał Wyścig Pokoju, kraj był sparaliżowany – wspominał Mieczysław Nowicki. Kolarz ten brał udział w mistrzostwach świata siedem razy, najpierw na torze, potem na szosie, na której zdobył tytuł mistrza w jeździe na czas. W 1976 r. jako pierwszy w historii polskiego kolarstwa olimpijskiego wywalczył dwa medale: srebrny w drużynie i brązowy indywidualnie. Srebro Mieczysława Nowickiego było sporym zaskoczeniem, ponieważ za najlepszych w kadrze uważano wtedy Stanisława Szozdę oraz wielokrotnego kapitana drużyny Ryszarda Szurkowskiego.
Choć zaczął się ścigać dopiero w wieku 22 lat, Szurkowski stawał na podium ponad 500 razy. W latach 70. podziwiał go cały kolarski świat, do czego przyczyniły się trzy tytuły mistrza świata (jeden indywidualny i dwa drużynowe) oraz dwa srebrne medale olimpijskie zdobyte w wyścigach drużynowych w Monachium i w Montrealu. Kolarz aż cztery razy triumfował indywidualnie w międzynarodowym Wyścigu Pokoju, wówczas największych zawodach na świecie w kolarstwie amatorskim. Polacy wygrywali je dziewięć razy, drużynowo – sześć.
W pierwszej połowie lat 70. nasi zawodnicy stali się w peletonie prawdziwą potęgą – wyścig drużynowy na czas okazał się ich specjalnością. Oprócz walecznego Szurkowskiego wyróżniał się też Szozda, który na szosie nie bał się nikogo i niczego. Zwyciężył w Tour de Pologne i Wyścigu Pokoju, był złotym, srebrnym i brązowym medalistą mistrzostw świata oraz członkiem „srebrnej drużyny” na igrzyskach w Monachium i w Montrealu. Do grona najlepszych zawodników tamtych lat jest również zaliczany Czesław Lang, wicemistrz olimpijski z Moskwy, dwukrotny medalista mistrzostw świata na szosie oraz zwycięzca Tour de Pologne.
Woda z Lourdes pomogła w Seulu
Ryszard Szurkowski był także bardzo dobrym szkoleniowcem, który wychował w latach 80. wielu świetnych zawodników. Trenowany przez niego Lech Piasecki wygrał w 1985 r. Wyścig Pokoju, a trzy miesiące później został mistrzem świata. Wielki sukces polskiej drużyny w kolarstwie szosowym – srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Seulu w 1988 r. (zdobyty w składzie: Andrzej Sypytkowski, Zenon Jaskuła, Joachim Halupczok i Marek Leśniewski) – to również efekt świetnego przygotowania zawodników przez trenera Szurkowskiego. W jednym z wywiadów Jaskuła wyznał, z czym pojechał wtedy na olimpiadę: – Miałem buteleczkę wody z Lourdes. Wyciągnąłem ją na półtorej minuty przed startem. Mówię: „Teraz albo nigdy, chłopaki!”. Każdy złapał łyka (…) i ruszyliśmy ostro. Świetnie pojechaliśmy.
W Seulu zauważono ogromny talent Joachima Halupczoka. Rok po igrzyskach olimpijskich wziął on udział w 42. Wyścigu Pokoju w sześcioosobowej drużynie. Polacy zajęli zespołowo drugie miejsce, indywidualnie Jaskuła był trzeci, a Halupczok czwarty. W 1989 r. ten ostatni triumfował też podczas mistrzostw świata w Chambéry we Francji – zwyciężył w wyścigu indywidualnym, osiągając prawie trzy minuty przewagi nad rywalami, zdobył ponadto srebrny medal w drużynie. Niestety, Halupczok został zmuszony do przerwania kariery, podczas badań wykryto u niego arytmię serca. Kolarz zmarł nagle w wieku zaledwie 26 lat.
„Kobieta z żelaza”, „Kwiato” i „Zgred”
XXI w. w polskim kolarstwie to przede wszystkim wspaniałe sukcesy trojga wybitnych zawodników. Maja Włoszczowska, specjalizująca się w kolarstwie górskim, w wieku niespełna 20 lat została mistrzynią świata w maratonie. Wielki sukces odniosła na igrzyskach w Pekinie w 2008 r., zdobywając tam srebrny medal; powtórzyła to osiągnięcie w Rio de Janeiro w 2016 r. Przez wiele lat utrzymywała się w ścisłej światowej czołówce. W MŚ w kolarstwie górskim wywalczyła jeden złoty i siedem srebrnych medali – indywidualnie i drużynowo. W 2021 r. ta „kobieta z żelaza”, jak mówią o niej w sportowym świecie, zakończyła karierę srebrem mistrzostw świata w maratonie na włoskiej Elbie.
Na tych samych igrzyskach w Rio de Janeiro, na których Maja Włoszczowska wywalczyła srebro, Rafał Majka – od czasów szkoły podstawowej przezywany „Zgredem” – zdobył brąz w kolarstwie szosowym, w wyścigu ze startu wspólnego. Jako pierwszy polski kolarz wygrał w klasyfikacji górskiej Tour de France w 2014 r. W kolejnym roku zwyciężył na 11. etapie tego wyścigu, a także jako pierwszy Polak w historii stanął na podium wyścigu Vuelta a España – zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.
Do najbardziej utytułowanych kolarzy należy dziś jeszcze Michał „Kwiato” Kwiatkowski. W 2014 r. w Ponferrada wygrał wyścig ze startu wspólnego i został pierwszym polskim zawodowym mistrzem świata w kolarstwie szosowym, zaś w 2020 r. zwyciężył w 18. etapie Tour de France, dzięki czemu stał się czwartym polskim zwycięzcą etapu na tym wyścigu – po Zenonie Jaskule, Rafale Majce i Macieju Bodnarze. W kwietniu 2022 r. Kwiatkowski triumfował na jednym z największych klasycznych wyścigów świata, Amstel Gold Race w Holandii.
To, kiedy nadejdzie kolejna złota era polskiego kolarstwa, pokaże czas. Wciąż potrzebujemy nowych, zdolnych zawodników. Zenon Jaskuła radzi, by nad takimi życiowymi wyborami długo się nie zastanawiać: – Życie tak pędzi, że marzeń nie ma co odkładać, trzeba je spełniać, kiedy tylko można!