Nie wiadomo, jak potoczy się ich sportowy los. Być może na mistrzostwach świata będą z dumą reprezentowali ojczyznę – Ukrainę. Nie można też wykluczyć, że ułożą sobie życie w Polsce i będą się bili o medale w biało-czerwonych barwach. Jedno jest pewne: Polska, Lublin i Klub Sportowy Olimpia zostaną w ich sercach na zawsze. To tutaj w najtrudniejszym momencie życia – i historii swojego kraju – znaleźli schronienie, wsparcie, pomoc. Oto historia zdolnych pływaków z ukraińskiej Winnicy, którzy trafili w ręce Sławomira Pliszki, prezesa KS Olimpia Lublin: Anastasii Rykhlinskiej, Yevhenii (Żeni) Stukovej i Dmytro Turchaka.
Rodzinne strony sportowców
Winnica ma długą historię: początki rozwoju miasta sięgają 1363 r., gdy wybudowano tutaj drewniany zamek. Nazwa pojawiła się po raz pierwszy 13 czerwca 1385 r. w dokumencie Władysława Jagiełły, a w XV w. lokował to miasto na prawie magdeburskim Aleksander Jagiellończyk.
Winnica jest najludniejszym miastem na Podolu. W 2013 r. ukraiński tygodnik „Focus” uznał ją za najlepsze miasto do życia na Ukrainie. W latach 2017, 2019 i 2021 badacze ukraińskiej grupy socjologicznej „Rating” i amerykańskiego Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego umieścili Winnicę na szczycie podobnego rankingu według wskaźnika „Średnia ocena jakości dóbr publicznych i usług w mieście”. Podobnie jak w Lublinie mieszka tu ponad 300 tys. mieszkańców.
– Tylko że w Winnicy są tramwaje, a w Lublinie nie ma. Z kolei w Lublinie kursują trolejbusy, których w Winnicy brak – zauważa Żenia Stukova.
To ukraińskie miasto jest zagłębiem pływaków. Tu mieszkał i trenował syn mistrza Europy z czasów ZSRS Viktor Khnykin, syn Pavlo Khnykina, czterokrotnego olimpijczyka, srebrnego medalisty olimpijskiego w sztafecie 4 × 100 m stylem dowolnym i 4 × 100 m stylem zmiennym z Barcelony (1992). Viktor przyjechał na studia do Polski i trafił na treningi Sławomira Pliszki, ale obcokrajowcy nie mogli wówczas trenować i współzawodniczyć w polskich klubach. Ukraiński pływak zaangażował się zatem w struktury akademickie i dzisiaj trenuje w lubelskim AZS. To właśnie dzięki Wiktorowi jego młodsi koledzy z klubu w Winnicy trafili do KS Olimpia. Bo pływak wiedział, że jeśli poprosi o pomoc prezesa Pliszkę, na pewno ją dostanie, i to z nadwyżką.
Trener na ratunek
Sławomir Pliszka nie miał zamiaru robić niczego na pół gwizdka. Zaczął trenować dzieci z Ukrainy, zaopatrzył je w niezbędny sprzęt sportowy, pomógł też znaleźć dla nich miejsce w najlepszej lubelskiej bursie i zapisał je do szkoły – Akademickiego Liceum Mistrzostwa Sportowego. Ba, został nawet opiekunem prawnym dla dwojga dzieci, aby mogły otrzymywać pomoc finansową. Jest w nieustającym kontakcie z ich nauczycielami i wychowawcami.
Trener pomógł zresztą nie tylko bohaterom tego tekstu, lecz także innym sportowcom, m.in. niezwykle uzdolnionej zawodniczce trenującej skoki do wody. Wydzwonił całą Polskę, zaangażował nawet Otylię Jędrzejczak, aby znaleźć dla Ukrainki godne miejsce do trenowania skoków. Udało się!
– Nie miałem cienia wątpliwości, że trzeba pomóc i zadbać o wszystkie dzieci, które szukają schronienia. Muszą się czuć bezpiecznie, komfortowo. Uciekły z kraju, w którym toczy się wojna. Szczególnie miłe jest to, że ja jako trener pływania zaopiekowałem się tak zdolnymi sportowcami – uśmiecha się prezes KS Olimpia.
Początki były pracowite, intensywne i niekiedy wzruszające. Dzieci miały traumę i od razu dało się dostrzec, że tęsknią za rodzinami, domem, bliskimi. Kolejna trudność: nie umiały nic a nic po polsku. We wrześniu, gdy rozpoczęły się treningi, trener porozumiewał się z nimi po rosyjsku, ale dzień po dniu młodzież łapała nowe polskie słowa i zwroty. Ponad pół roku pobytu w Polsce – i zawodnicy już nie potrzebują tłumacza na treningach. Wspaniale dogadują się z rówieśnikami, razem spędzają czas poza basenem.
– Polscy i ukraińscy zawodnicy się zintegrowali. Bardzo zależało mi na tym, żeby stanowili drużynę, bez podziałów narodowościowych. Żeby razem pokonywali bariery, również te językowe, przeżywali smutne i wesołe momenty. Nie dzielę ich – zaznacza Pliszka.
Brakuje im jednak codziennego kontaktu z rodziną i ulubionych smaków. Jakich? Oczywiście prawdziwego ukraińskiego barszczu. Ale polski kotlet schabowy też cieszy ich podniebienia.
Postawa trenera to też lekcja dla polskich zawodników: jak się zachować, gdy sąsiad jest w biedzie. Pliszka nie musi nic mówić, jego czyny mówią za niego: Chcę, żeby każdy z moich zawodników wiedział, że w potrzebie może liczyć na trenera. I chyba to wiedzą, bo lubią się nawzajem, nie zazdroszczą sobie. Po treningach chodzą wspólnie na lody, a to dobry znak!
Praca i relacje
Jedenaście treningów w tygodniu. Codziennie od poniedziałku do piątku o 6.00 i o 17.00, przez półtorej godziny, do tego jeden trening w sobotę o 8.00, a trzy razy w tygodniu tzw. treningi na lądzie, po 45 minut. Niedziela wolna.
– Jestem pod wrażeniem determinacji i pracowitości ukraińskich zawodników. Nie opuścili żadnego treningu. Ciężko i sumiennie pracują, wykonują starannie polecenia – zaznacza trener.
Gdy ukraińska trójka wyjechała na ferie do domu, tam także nie opuściła żadnego treningu. Młodzi sportowcy wiedzą, że forma zależy od systematyczności. Pływali nawet wówczas, gdy w Winnicy, tak jak w całej Ukrainie, odłączano prąd przez naloty rosyjskie. Zaopatrzyli się w świeczki, lampeczki na baterie – i ćwiczyli. Wrócili do Lublina i z dumą poinformowali trenera, że harmonogram nie został naruszony. Ta wytrwałość w dążeniu do celu robi wrażenie.
Trener Pliszka jest gotów pracować z każdym, kto szanuje jego system wartości sportowych: dyscyplina, systematyczność, zero kłamstw i oszustw. Jeśli zdarzyło się spóźnienie bądź wagary, prawda jest lepsza niż kombinowanie. Szczere relacje są najistotniejsze. Dlatego rozmów nie brakuje – po treningach i przed nimi. Wszyscy siadają w kółku i…
– Czasem tak się rozgadam, że nie zauważam, że półtorej godziny treningowej spędziłem na gadaniu – śmieje się trener.
Co nieco o osiągnięciach
Żenia Stukova zajmuje pierwsze miejsce w polskim rankingu na dystansie 100 m stylem dowolnym w swojej kategorii wiekowej. To prawdziwa kraulerska sprinterka. Anastazja Rykhlinska plasuje się w drugiej dziesiątce polskiego rankingu juniorów w kilku konkurencjach, świetnie radzi sobie z delfinem na długim dystansie. Dmytro Turchak także jest w drugiej dziesiątce polskiego rankingu juniorów w kilku konkurencjach, a najlepsze wyniki osiąga w średnich dystansach i pływaniu kraulem.
– Klasyk, żabka i grzbiet to ich słabe strony. W Winnicy nie kładziono nacisku na te style, dlatego wyniki jeszcze nie są takie, jak bym chciał. W kraulu i delfinie są za to mocni. Gdy zawodnik zrozumie delfina, to ma spore szanse na sukcesy, bo najczęściej sportowcy niezbyt lubią ten styl i nie chcą nim pływać – zdradza Pliszka.
Trzeba dodać, że w Winnicy młodzi zawodnicy mieli większy wycisk: obowiązywał ich inny system treningów, pływali więcej, dłużej, ciężej. Olimpia Lublin dysponuje najnowocześniejszą bazą pływacką w Polsce, pływacy mają zatem wszystko, aby trenować na najwyższym poziomie w świetnych warunkach. I doceniają to:
– Pod koniec treningu, gdy mają prawo czuć zmęczenie, potrafią się uśmiechać, na przykład Żenia Stukova po każdym zadaniu na torze zatrzymuje się, coś mówi, uśmiecha się i dalej trenuje. Doceniam to.
Zgodnie z rozporządzeniem Polskiego Związku Pływackiego obcokrajowcy mogą startować tylko na poziomie kwalifikacji w krajowym championacie. Podczas zimowych mistrzostw Polski w Olsztynie Stukova zajęła w eliminacjach w różnych konkurencjach miejsca od pierwszego do czwartego, ale w finale już nie mogła wziąć udziału. Starty ukraińskich zawodników mają charakter kontrolny: nie idą za nimi ani medale, ani nawet dyplomy. Na razie nie stworzono otwartej formuły mistrzostw Polski, która pozwoliłaby na udział obcokrajowców. Na szczęście ukraińskich zawodników to nie demotywuje – celebrują każdą wygraną, zwykły dyplom jest dla nich powodem do dumy i szczerej radości.
Kilka słów od trenera
– Powiem szczerze, że rozpędziłem się i zacząłem intensywnie myśleć, jak pomóc tym dzieciom w uzyskaniu obywatelstwa polskiego, żeby ułatwić im start w karierze sportowej, ale też życiowej – wyznaje trener Pliszka. – Jednak po rozmowach i dyskusjach zmieniłem myślenie. Wkrótce wojna się skończy, młodzież zechce wrócić i odbudowywać swój kraj, dzielić się doświadczeniem, umiejętnościami, wiedzą. Będą potrzebni Ukrainie. Chcę, aby czuli, że to do nich należy przyszłość ich kraju, chcę, aby byli patriotami. Mam nadzieję, że ich kariery zawodowe rozwiną się tak, że poczują smak zwycięstwa na ważnych imprezach sportowych. Będę się cieszył, że jest w tym cząstka mojej pracy i mnie, i będę z nich dumny bez względu na to, w jakich barwach będą startowali.
– Jak każdy trener mam takie momenty, gdy wyobrażam sobie, jak kiedyś, gdy już mnie nie będzie, w moim mieście ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania memoriału na moją cześć. Memoriału Sławomira Pliszki. Niedawno zażartowałem sobie w rozmowie z Żenią: „Żenia, zorganizujesz taki memoriał?”. Roześmiała się i odpowiedziała: „Pan trener ma jeszcze dużo do zrobienia”.