Home » Bohaterowie sprzed lat » Tomasz Gollob – sportowy charakter i charyzma

Tomasz Gollob – sportowy charakter i charyzma

Tomasz Gollob (ur. 1971) jest jednym z najwybitniejszych i najbardziej utytułowanych żużlowców w dziejach polskiego motorsportu. To siedmiokrotny mistrz świata, który w cyklu Grand Prix zwyciężył sześć razy drużynowo (1996, 2005, 2007, 2009–2011) i raz (2010) – indywidualnie. Trzydziestokrotnie zdobywał mistrzostwo Polski w różnych konkurencjach – siedem razy drużynowo, osiem – indywidualnie, jedenaście – w parze i czterokrotnie w rywalizacji młodzieżowej. Może się też poszczycić tytułami drużynowego mistrza Wielkiej Brytanii (1998) oraz Szwecji (2005). W 2010 r. został wybrany Osobowością Roku Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM).

Tomasz od dziecka marzył, by zostać wielkim sportowcem. Zaczynał w motocrossie, ale jak mówił: Od początku cel był tylko jeden: chciałem być najlepszy w tej dziedzinie, w której przyjdzie mi się realizować, być mistrzem Polski, a potem mistrzem świata. Uwielbiał sport, rywalizację i szybką jazdę. W dzieciństwie przyglądał się z ciekawością, jak jego ojciec naprawiał w warsztacie wyścigowe motocykle. W wieku pięciu lat dostał od niego pierwszą motorynkę, którą wypróbowywał w pobliskim lasku. Gdy miał siedem lat przesiadł się na motor CZ-250 cross.

Sport towarzyszył mu od zawsze. Grał w hokeja, chodził na zajęcia z łyżwiarstwa figurowego, skoro świt pływał. Z prędkością oswajał się na nartach, wreszcie sześć lat kopał piłkę w koszulce Polonii Bydgoszcz, choć był to już okres fascynacji motorsportem – pisano o Gollobie w „Gazecie Wrocławskiej”. – Miał to coś, piłka szukała go w polu karnym i strzelał jak na zawołanie, co dawało wewnętrzny spokój. Bo jeśli nie wyjdzie na motocyklu, miał gdzie wracać. Na motocyklu wychodziło jednak wszystko, ze starszym bratem Jackiem wygrywali na crossie i w wyścigach szosowych.

Bardzo wiele zawdzięczał swemu ojcu Władysławowi, w którego twardej szkole nauczył się bezkompromisowości i sportowej charyzmy. W sport Tomek wciągnął się szybko i całym sobą. […] Seriami wygrywał turnieje, odbierał tytuły kolegom i burzył ustalony porządek. Kolekcja jego „skalpów” rosła błyskawicznie. Szybko stał się najlepszy. Sportowi podporządkował wszystko – zamiast młodzieńczego luzu – była sportowa dyscyplina, zamiast dyskotek – treningi, zamiast szkoły – zawody („wykształcenie wyższe żużlowe” – mówili bracia).

Swoje pierwsze treningi na torze żużlowym zaliczył w Bydgoszczy w 1987 r. i to właśnie z bydgoską Polonią związał swe sportowe losy na szesnaście lat (z przerwą w roku 1989, gdy jeździł w Wybrzeżu Gdańsk). Później reprezentował Unię Tarnów, Stal Gorzów, Unibax Toruń i GKM Grudziądz. Niezależnie od barw klubowych poprzeczkę stawiał sobie zawsze wysoko. Początkowo, na arenach międzynarodowych zagraniczni zawodnicy Uważali go za szaleńca, którego trzeba nauczyć pokory. Gollob miał znacznie gorszy sprzęt, ale młodzieńczą brawurę – nie bał się wjechać tam, gdzie nie odważyłby się nikt inny. Odważnie mierzył się ze sławami ówczesnego żużla – Hansem Nielsenem, Tonym Rickardssonem, Jasonem Crumpem czy Leigh Adamsem.

Swój największy tryumf odniósł w turnieju Grand Prix 2010. W zawodach w Terenzano, w których zapewnił sobie zwycięstwo w całym cyklu, początek nie był dla Polaka zbyt udany – w pierwszym pojedynku wyprzedzili go Chris Holder i Greg Hancock, a włoski tor sprawiał Gollobowi duże problemy. Potem jednak zwyciężał już pewnie, prezentując fantastyczny styl jazdy, szczególnie po zewnętrznej. Najlepszy polski żużlowiec notował kolejne „trójki”, podczas gdy rywale mieli duże trudności ze zdobywaniem punktów. Po czterech seriach startów Gollob miał na swoim koncie 10 „oczek”, natomiast Hampel i Crump odpowiednio sześć i pięć. […] Przed półfinałami w klasyfikacji generalnej Gollob miał 24 punkty przewagi nad Hampelem. Tylko niewyobrażalny kataklizm mógłby odebrać Tomaszowi złoty medal. […] W finale Gollob raz jeszcze potwierdził swoją klasę. Po starcie był trzeci, ale na trasie „po orbicie” jak za dawnych lat bez trudu wyprzedził kolejnych rywali. W pięknym stylu wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata, powtarzając wyczyn Jerzego Szczakiela z 1973 r.

Kariera sportowa i życie Tomasza Golloba to nie tylko pasmo sukcesów. W 1999 r. Tomasz walczy o tytuł mistrza świata. Jest blisko, przed ostatnim turniejem cyklu w duńskim Vojens ma cztery punkty przewagi nad Rickardssonem. Kilka dni przed decydującą rozgrywką startuje we Wrocławiu. Zawody o Złoty Kask kończą się koszmarnym wypadkiem. Gollob uderza głową w ogrodzenie, wypada za bandę, uderza w betonowy słup i bezwładnie pada na ziemię. Wyszedł z tego ze wstrząśnieniem mózgu, lekarze amputują mu opuszek palca. Mocno poobijany leci do Vojens. Ledwo siedzi na motocyklu, ale walczy. Sił nie wystarcza na obronę przed Szwedem. Na podium Polak, wicemistrz świata, wchodzi z kwaśną miną. Liczyło się tylko złoto.

W następnym roku uległ wypadkowi samochodowemu, w którym złamał obojczyk. W czerwcu 2007 r. awionetka, w której leciał na mecz ligowy do Tarnowa, rozbiła się po nieudanej próbie lądowania. Najcięższych obrażeń doznał pilot – ojciec Tomasza, podczas gdy on sam było mocno poobijany. W 2013 r. podczas Grand Prix Szwecji w Sztokholmie na tylne koło jego motocykla najechał Brytyjczyk Tai Woffinden. W wyniku upadku Gollob doznał wstrząśnienia mózgu i przesunięcia kręgu w kręgosłupie.

W kwietniu 2017 r. dla mistrza świata jazda na torze motocrossowym w Chełmnie zakończyła się złamaniem kręgosłupa, ciężkimi obrażeniami klatki piersiowej i płuc. Trafił do szpitala, gdzie długo walczył o życie, a potem o powrót do sprawności. Walka ta, toczona każdego dnia, trwa do dziś. Znaczona jest niewyobrażalnym bólem, który nie pozwolił mu przespać ani jednej nocy przez dwa lata od chwili wypadku. Arcytrudne jest dla niego wykonanie najprostszych codziennych czynności. Ból sprawia każde zetknięcie koszuli z ciałem, najsłabszy podmuch wiatru muskający skórę, krople wody pod prysznicem. To jest właśnie mój ból codzienny – mówił w 2023 r. – silny, osłabiający, taki przy którym ból zęba byłby wytchnieniem. A jeżeli jest zmiana pogody, deszcz, śnieg gwałtowny spadek temperatury, to ból codzienny zmienia się w coś jeszcze trudniejszego do zniesienia. […] Nauczyłem się z nim obchodzić, rozumieć go. I żeby nie zwariować, rozmawiam z nim.

Od wypadku w Chełmnie minęło ponad sześć lat, a Tomasz Gollob wciąż porusza się na wózku: To, że za pomocą maszyny udaje się mnie spionizować, nie oznacza, że wstałem z wózka. Nie wstałem. Nie chodzę. Każdy mój dzień jest walką nie tylko o to, żeby czuć się chociaż trochę lepiej, ale żeby w ogóle żyć. Przez te wszystkie lata nie załamał się, nie zwątpił, nie przerwał rehabilitacji. Mówi o sobie, że jest człowiekiem o duszy sportowca, dlatego walczy. Nieważne, że nic się nie zmienia, ani nie poprawia. Pracuję, ćwiczę, zrzucam zbędne kilogramy, żeby w razie czego być gotowym na to dobre, które może kiedyś do mnie przyjdzie. […] Ta nadzieja musi być. […] Na złoty medal czekałem prawie dwadzieścia lat, więc potrafię też być bardzo cierpliwy.


Źródła:


 

Skip to content